Olsztyn znany i zapomniany: czerwone miasto

2024-04-18 09:57:00(ost. akt: 2024-04-20 22:52:49)
Czerwonoceglaste domy jeszcze do niedawna odróżniały nas od sąsiadów z południa i ze wschodu. Teraz jest ich coraz mniej, choć głównie za sprawą kościołów i zamków Warmia i Mazury nadal mienią się na różne odmiany czerwieni. W Olsztynie są jednak miejsca, gdzie czerwonego nadal nie brakuje.
1. Najbardziej chyba czerwoną ulicą w Olsztynie jest bodaj Żeromskiego oraz dawne koszary w okolicach Gietkowskiej, Jagiellońskiej i Jacka Kuronia. Wiele takich budynków zachowało się też w Kortowie. Skrzyżowanie Żeromskiego i Sienkiewicza to jedyne w Olsztynie czerwone skrzyżowanie. I choć Olsztyn nazywany jest stolicą "czerwonych świateł", to tam ich akurat nie ma, są za to domy z czerwonej cegły.


2. W Olsztynie mamy siedem starych kościołów z czerwonej cegły, gotyckich i neogotyckich i kilka kaplic. Mieszkańcy Olsztyna na pewno domyślą się, który z nich jest na poniższym zdjęciu. Wrzucam foto akurat tej świątyni, bo w zamierzchłych latach póżnosześćdziesiątych przystępowałem tam do I Komunii Świętej.


Wspomniane świątynie przetrwały wejście do Olsztyna rosyjskich żołnierzy. Także ta jedna, która już jednak nie dotrwała do naszych czasów, ale to już nie za sprawą Rosjan, ale ich ideowych następców. Mowa o kaplicy cmentarnej w Kortowie.
— Erygowana(...) w 1886 roku obsługiwana była ona przemiennie przez duchownego katolickiego i ewangelickiego (...) Zarówno kaplica jak i położony w parku za budynkiem kotłowni cmentarz zlikwidowane zostały po ostatniej wojnie — pisze Rafał Bętkowski w książce-albumie "Olsztyn jakiego nie znacie". Teraz stoi tam stołówka akademicka.

3. W Olsztynie oprócz świątyń z czerwonego budulca pozostało nam całkiem sporo.To zamek, stary ratusz, budynek poczty głównej, liceum nr 1, budynek ratuszowy na Wyzwolenia, szpital miejski, więzienie no i oczywiście gmach urzędu marszałkowskiego oraz kilkanaście rozsianych po mieście budynków i "komórek". Tak zanim nastąpiła era telefonów komórkowych nazywano pomieszczenia gospodarcze, w których jeszcze w latach 60tych trzymano króliki a poniektórzy nawet świnki.


4. Dominującą kiedyś nad centrum Olsztyna czerwoną cegłą siedziba sądów zeszpecono po pożarze w 1976 roku. Gmach otynkowano na jakiś biało-róż. Dokładnie z czymś odwrotnym mieliśmy niedawno do czynienia z kościołem pod wezwaniem Matki Boskiej Fatimskiej na olsztyńskich Jarotach.

Krzyż i plac pod budowę kościoła poświęcił w 1995 roku ksiądz biskup Jacek Jezierski. Budowę kościoła z białej cegły zaczęto w 1999 roku, a ukończono niemal 10 lat później. W 2006 roku proboszczem został ksiądz Marian Matuszek, który doprowadził do zakończenia budowy w 2008 roku.

Z uwagi na kolor cegły kościół na Bajkowej był powszechnie zwany "białym kościołem". W 2020 roku, za sprawą parafian i wspomnianego proboszcza to się zmieniło. Cały kościół został bowiem na zewnątrz przemalowany specjalną, czerwoną farbą (która jednocześnie zabezpiecza cegły) i tym sposobem stał się "kościołem czerwonym". Dzięki temu świątynia wpisała się w warmiński krajobraz, dla którego charakterystyczne są przecież odmieniane przeze mnie na różne sposoby "czerwone" kościoły i kapliczki. Po "białym kościele" został jednak ślad: biały ceglany krzyż, który powstał z niezamalowanych cegieł.



5. O tym, że olsztyński ratusz stoi w miejscu dawnego cmentarza to wiedza w stolicy warmińsko-mazurskiego dość powszechna. Coraz mniej wśród żywych jest jednak tych, którzy pamiętają, że tam gdzie teraz mamy park wokół cerkwi prawosławnej na Wojska Polskiego, tam gdzie stoi nowa poliklinika, też był kiedyś cmentarz.

Tego cmentarza już nie ma. Został zlikwidowany na początku lat 70tych ubiegłego wieku. Przypomina o tym niewielka tablica i duży pomnik Bogumiła Linki (1865-1920), działa mazurskiego, który zmarł po pobiciu przez niemiecką bojówkę. Na tym cmentarzu go pochowano. A jego grób został usunięty jak wszystkie inne.


Fragment tego dawnego cmentarza ewangelickiego jednak ocalał, choć tylko symbolicznie. Na przełomie lat 40/50 XX na jego części utworzono Cmentarz Ofiar Terroru Hitlerowskiego. Pochowano tutaj w zbiorowych mogiłach szczątki kilku tysięcy ofiar ekshumowanych z różnych miejsc kaźni. Spoczywają tam jednak nie tylko zamordowani przez niemieckich nazistów Polacy, ale też Niemcy, ofiary rosyjskich żołnierzy ze stycznia 1945 roku (zabici w Kortowie oraz cywile zamordowani na olsztyńskim dworcu). O tym, tablica powstała w czasach PRL, oczywiście nie informuje.

Linka nie ma zatem grobu, ale poza pomnikiem ma w centrum miasta swoją ulicę, gdzie stoi duży czerwony dom.


Po sąsiedzku stoi czerwony nadal budynek więzienia, zakryty jednak od lat białym murem. Dziedziniec olsztyńskiego aresztu „zagrał” w pierwszym odcinku Klossa „Wiem, kim jesteś”. Kloss ucieka w nim wraz z współwięźniami i przedostaje się przez więzienny, czerwony jeszcze wtedy mur.

Cegła znikała też w mniej dramatycznych okolicznościach, po prostu pod tynkiem. Tak stało się z budynkiem szkoły na rogu Piłsudskiego i Kościuszki (fot za: Noju Warnijo - Klepsiewa o wszystkiem ji nicziem) czy częściowo z kolejową wieżą ciśnień stojącą u skrzyżowania Zientary-Malewskiej i Limanowskiego. Parter jest w niej czysto ceglany, a pierwsza i druga kondygnacja są mieszanką cegły i drewnianych belek, teraz zamurowanych na biało, choć cegła nie daje za wygraną i nieco się zza tej bieli wychyla.



Tak kiedyś wyglądała właśnie SP nr 2. Dzieło tego samego architekta można w bardziej oryginalnej formie zobaczyć na Wojska Polskiego, gdzie stoi budynek z 1932 roku, w którym kiedyś mieściły się zawodowe szkoły: kolejowa i samochodowa, a teraz już tylko samochodowa.


5. Mam pewien sentyment do czerwonego gmachu na Wyzwolenia i Skłodowskiej-Curie. W tym budynku przed wojną mieściła się żeńska szkoła, w czasie wojny szpital. — Ani jeden, ani drugi gmach nie nadawał się zupełnie. Były to zanieczyszczone poszpitalne lokale, wypełnione piętrowymi pryczami. Podłogi zaśmiecały kawałki zakrwawionej waty i bandaży. Łachmany i strzępy podartych, cuchnących mundurów niemieckich i bielizny żołnierskiej — wspominał jeden z pierwszych nauczycieli (drugi to gmach LO I) stan budynku w 1945 roku.


Gimnazjum dla dziewcząt otwarto tam 4 września 1945 roku, potem była to 11-klasowa żeńska szkoła, a jeszcze później II LO, które z czasem przeniosło się na ulicę Małków. Moja mama uczyło się jeszcze w starym, czerwonym gmachu, ja już w nowym, białym na Małków.

7. Niedaleko stoi chyba najfajniejsze, a już na pewno "najweselsze" nawiązanie do warmińskiego czerwono-brązowego Olsztyna. Mam na myśli budynek Browaru Warmia. Dawno temu stał sobie tutaj drewniany młyn i folusz czyli urządzenie do wyrobu tkanin. Potem znowu, ale już murowane młyny. Standardowo splądrowali go i spalili Rosjanie w 1945 roku.

Ja pamiętam to miejsce już z późniejszych czasów, kiedy w resztkach murów osadzono lokal "Nad Łyną", zwany jednak powszechnie "Niagara". Był to tak zwany letni ogródek, który jednak pracował również zima, tyle że wtedy na świeżym powietrzu można było wypić piwo, które pani podawała z cynkowej bali napełnionej ciepłą wodą. Za demokracji mieściło się tam kilka kolejnych lokali, już pod dachem. Od 2015 roku stoi tam współczesny, ale warmiński w wyrazie budynek.


8. Choć na pewno może z nim konkurować budynek pięknie wkomponowany w stary Olsztyn, a który stoi pomiędzy Gietkowską i Wojska Polskiego, pomiędzy koszarami a budynkiem rzeźni (na zdjęciu z lewej). To jedyny zachowany do naszych czasów oprócz tartaku braci Raphaelsohnów i resztek browaru dawny budynek przemysłowy. Pochodzi z 1881 roku. Kiedy okazała się już zbyt mała, zbudowano nową na Lubelskiej, tam gdzie teraz stoi Makro.


9. Kanta zamęczyło gestapo

Olsztyn przez wieki był małym, zapyziałym miasteczkiem. Do czasu, aż położono do niego tory, które połączyły Toruń z Wystrucią i Królewcem. Kolej dała Olsztynowi inwestycyjnego kopa. Pierwszy pociąg dotarł do Olsztyna w 1872 roku, a tylko w latach 1865-1875 wzniesiono w mieście 117 budynków.

Wtedy też powstała obecna ulica Partyzantów, wtedy Dworcowa, gdzie w latach 1883-1884 postawiono z czerwonej cegły budynek dyrekcji kolejowej, w którym teraz urzęduje policja. Kiedy urzędowała tam milicja, to olsztyniacy nazywali ulicę "Banditenstrasse" co ładni współdźwięczało z przedwojenną nazwą "Bahnhofstrasse". I to dzisiejsza Partyzantów jako jedna z pierwszych olsztyńskich ulic załapała się na
uliczne oświetlenie.

To wtedy też, w 1899 roku, powstał budynek przy Partyzantów 19. Jego najbardziej znanym mieszkańcem był generał Aleksander Heinrich Rudolph von Kluck (1846-1934), który wsławił się zdobyciem w 1914 roku zdobyciem Brukseli.

W 1945 roku zajęli ją rosyjscy żołnierze, dlatego ocalała. Choć nie zawsze tak bywało. — Zgodnie z relacją [rosyjskiego] podoficera...jego oddział kwaterował na drugim pietrze kamienicy mieszkalnej, gdy tym czasem w nocy jej pierwsze piętro zajął jakiś inny oddział czerwonoarmistów. Oddział ten po kilku godzinach wyruszył w drogę, podpalając na odchodnym ów budynek. Żołnierze nocujący na drugim piętrze, by ratować swoje życie, musieli salwować się ucieczką przez dach...— pisze Stanisław Piechocki w "Olsztyn, styczeń 1945. Portret miasta".

— Zgodnie z informacjami przekazanymi przez najstarszych, żyjących mieszkańców kamienicy, koniec II Wojny Światowej oszczędził budynek przed ogólnie występującymi w Olsztynie plądrowaniem i niszczeniem przez żołnierzy Armii Czerwonej, bowiem umieszczony był w niej oddział żołnierzy armii wyzwoleńczej. Z relacji mieszkańców wynika, że w piwnicach kamienicy znajdowały się miejsca przetrzymywania jeńców i aresztowanych. Na ścianach jednej z piwnic znajdują się napisy pozostawione przez ich powojennych „lokatorów” — wyczytałem na stronie poświęconej kamienicy.

To właśnie w piwnicy tej kamienicy jeden z więźniów wyrył w ścianie napis "Кто был тут не забудет" (Kto tu był, ten tego nie zapomni).


Nie wiem czy to tę kamienice miała na myśli Zofia Dudzińska, która w książeczce "Walka, męczeństwo, cmentarze" napisała, że na Partyzantów mieściło się niemieckie więzienie śledcze. Wydaje się mało prawdopodobne, by takie więzienie przy tej ulicy się znajdowało, bo pisze ona, że zimą 1941 roku przebywało tam prawie 160 więźniów. Wspomina także, że zamęczono tam Arno Kanta, polskiego działacza z działdowskich Mazur, który wydał między innymi „Mazurski Śpiewnik Regionalny”.

Niemcy aresztowali go jeszcze we wrześniu 1939 roku. Katowali go między innymi za to, że choć nosił nazwisko znamienitego niemieckiego filozofa, to czuł się Polakiem.

— Wszyscy byli zaskoczeni wyjątkową zawziętością hitlerowców w stosunku do Arno, którego maltretowali w sposób niezwykle okrutny. Szczuto go psami (...) Kant miał w końcu tak przeżarte ścięgna nóg, że mógł się tylko czołgać. Codziennie był „przesłuchiwany”, a droga do...celi w Olsztynie, w „czerwonym domu ” — znaczona była jego krwią — pisze Romuald Józków w artykule "Arno Kant - działacz społeczny i muzyczny Działdowszczyzny".

Tym "czerwonym domem" była zapewne siedziba Gestapo, która mieściła się wtedy w gmachu zajmowanym teraz przez sejmik województwa i sąd administracyjny lub areszt na obecnej Piłsudskiego. Zatem autorka wspomnianej książeczki pomieszała najpewniej ulice.

10. Jeszcze w końcu XIX wieku Olsztyn, a dokładniej drogi dojazdowe do niego, otoczony był rogatkami i szlabanami. Pobierano tam myto od kupców i chłopów za wjazd do miasta. Tak było na przykład na szosie prowadzącej w kierunku Klebarka, gdzie "leżało ongiś puste pole: były tam kwieciste łąki, na których pasły się stada krów". Dzisiaj to aleja Piłsudskiego.

— W dni targowe szosa tą od wczesnego ranka z okolicznych wiosek ciągnęły do Olsztyna nieprzerwanym szeregiem furmanki z żywymi i martwymi produktami. Gdy dojechały do miejsca, gdzie kończyło się pole, a zaczynały budynki miejskie, napotykały nieprzebytą zaporę ustawioną w poprzek szosy, tak zwany szlaban, który zamykał im drogę do miasta. Przy zaporze stał urzędnik komunalny, który inkasował od poszczególnych furmanek odpowiednią opłatę, zwaną przez Warmiaków "bromowe". Potem dopiero wpuszczał ludzi do "raju" — wspominał tamte czasy Alojzy Śliwa (1885-1969) w swojej książeczce "Spacerki po Olsztynie"

Do naszych czasów dotrwały XIX-wieczne 2 rogatki z prawdziwego zdarzenia. To te, gdzie zachował się zwrócony do ulicy specjalny wykusz, w którym urzędował miejski poborca. Pierwszy z nich stoi w Dywitach, drugi w Olsztynie, na Warszawskiej, tuż za stacją benzynową. Zbudowano go w 1866 roku. I przez prawie przez 50 lat pobierano w nim myto od kupców czy chłopów wiozących swoje towary na olsztyński rynek.


— W roku 1901 magistrat z powodów praktycznych (m.in. w następstwie rozwoju sieci dróg i wzrostu intensywności ruchu) zrezygnował z pobierania opłat wjazdowych zastępując je opłatami placowymi. Od tego czasu urzędnicy komunalni egzekwowali je na targowiskach — pisze Stanisław Piechocki w książce "Olsztyn magiczny".

11. To jeden z najbardziej charakterystycznych ceglastych budynków w Olsztynie, który chciano zburzyć przed centralnymi dożynkami, które odbyły się w Olsztynie w 1978 roku. Chodziło o poszerzenie wjazdu dla jadących na dożynki towarzyszy z Warszawy.

Wtedy też zmienił się charakter miasta. Powstało wtedy wiele nowych obiektów, w tym Urania, stadion Stomilu i amfiteatr, ale także np. Hortex przy Dworcowej.(teraz Tortex).

Rozbudowano też, a po części i zbudowano nowe ulice wylotowe: Niepodległości (przy okazji budowy nowego mostu zmieniono tam bieg Łyny), Śliwy i Pstrowskiego). W ramach przygotowań do dożynek położono 20 tysięcy metrów kwadratowych chodników. To był cywilizacyjny skok dla Olsztyna.

Charakter Olsztyna bardziej niż inwestycje zmieniły jednak wyburzenia. Zburzono wtedy 84 budynki i 615 innych obiektów. Taki los spotkał między innymi gazownię na Knosały i miejską halę na Kopernika. Olsztyn stracił swój niedoceniany wtedy wiejsko-prowincjonalny charakter.

Plan wyburzenia Willi Bayera spotkał się ze skutecznym sprzeciwem. Dzięki czemu nadal możemy cieszyć wzrok „zameczkiem” czy „cerkiewką”, bo tak z uwagi na wieżyczkę nazywano ten budynek. I niewiele brakowało, by stanęła obok stanęła tam prawdziwa cerkiew. Bo miejsce gdzie teraz stoi McDonalds pierwotnie zarezerwowano na cerkiew greckokatolicką, która ostatecznie stanęła koło dworca głównego.


12. Gmach dawnej rejencji olsztyńskiej z 1908 roku to jedna z najbardziej charakterystycznych i największych (11 tys. m kw., 315 pokoi) olsztyńskich budowli. Przypomina trochę zamek, ma zresztą dziedziniec, który zagrał w jednym z odcinków Klossa (odcinek „Podwójny nelson”), kręconym w Olsztynie latem 1967 roku.


Po wojnie rozmościły się tam Polskie Koleje Państwowe, a za demokracji Wojewódzki Sąd Administracyjny i Urząd Marszałkowski.Dla mnie to miejsce pełne wspomnień związanych z Mironem Syczem, wicemarszałkiem województwa.

Wicemarszałek województwa Miron Sycz

Igor Hrywna



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5