W Oziersku łamaliśmy stereotypy

2014-06-09 22:37:58(ost. akt: 2014-06-09 22:54:55)

Autor zdjęcia: Gimnazjum nr 4 w Ełku

Grupa wychowanków Gimnazjum nr 4 w Ełku spędziła trzy dni w partnerskim mieście Oziersk, poznając kulturę i życie codzienne naszych sąsiadów oraz zwalczając stereotypy i pokonując bariery kulturowe. Grupę stanowili głównie uczniowie klas drugich wraz z panią dyrektor, Mirosławą Modzelewską, panią pedagog, Bogusławą Rosołowską i panią tłumacz-Natalią Rubakhą.
Teraz ciekawe refleksje i wrażenia z pobytu uczennicy klasy IIIA Edyty Gerasimiuk
...Początkowo podchodziłam sceptycznie do całego przedsięwzięcia-byłam pewna, że nic z tego nie wyjdzie. Teraz, patrząc w górę na burżuazyjnie pewne oblicze Lenina, miałam wrażenie, że może być wcale zabawnie...

Pierwszego dnia wymiany planowano dokonać przejścia granicznego w Gołdapi ok. godziny 1300. Niestety z powodu standardowych procederów jak i pewnych perypetii , przyjemność ta przedłużyła się prawie do godziny 1600. Całą drogę umilał malowniczy krajobraz leśny i jeziorny za oknem.

Pierwsze wrażenie Ozierska musiało być mocno naruszone zmęczeniem uczestników wymiany. Nieco szara miejscowość ciemnym wieczorem mogła wydać się na pierwszy rzut oka nieco bolesna dla oczu. Aby móc naprawdę docenić urodę miasta, trzeba je zobaczyć o świcie, jak dopiero ptaki zaczynają śpiewać, a słońce powoli oświeca szczyty domów, w tym główny plac miasta, Plac Pobiedy, czyli Plac Zwycięstwa. Jeżeli widz ma najbledsze pojęcie o Rosji Radzieckiej i o komunizmie, to z pewnością będą to pierwsze rzeczy, które przywiedzie mu na myśl budynek poczty, cały z czerwonej cegły z kopulastą wieżyczką, ogromny plakat z radziecką gwiazdą na ścianie kina, memoriał poświęcony żołnierzom Armii Czerwonej jak i, co najważniejsza, dumny pomnik Lenina, który stał otoczony świerkami na dalszej części placu, z ręką na surducie i odważnie patrzący wprost na wschodzące słońce. Jest to prawdziwie piękny i niezapomniany widok.

Hotel, w którym została zakwaterowana wycieczka, znajduje się właśnie przy placu Pobiedy i jest jednym ze świeżo wyremontowanych budynków. Uczestnicy wymiany otrzymali eleganckie pokoje i byli pierwszymi, którzy je testowali po remoncie. Śniadali w hotelu, natomiast na czas obiadów i kolacji stołowali w restauracji Solnicznaja, czyli Słoneczna.
Wracając do wydarzeń dni minionych, pierwszego dnia pobytu w Rosji zostaliśmy jedynie pokrótce oprowadzeni po mieście i wzięliśmy udział w grze i

ntelektualnej razem z młodzieżą Ozierska w lokalnej szkole im. Dymitra Tarasowa. Gra wymagała zdolności kojarzenia, logicznego myślenia i oczywiście pewnej wiedzy. Już na wstępie wypłynęła pierwsza różnica kulturowa między Polakami a Rosjanami - najwyraźniej nasz wybór najpopularniejszych bajek Disneya różni się diametralnie od ich. Można śmiało powiedzieć, że wiele odpowiedzi, które padały, było co najmniej zabawnych. Wszyscy dobrze się bawili, niestety z powodu ważnych egzaminów następnego dnia, nasi rosyjscy rówieśnicy musieli szybko wracać do domów, aby dokonać ostatnich powtórek.
Następny dzień, jak można się domyśleć, był bardzo pracowitym.

Oczywiście pierwszą rzeczą po śniadaniu była wizyta u mera Ozierska, któremu należało podziękować za zgodę na udział miasta w tym projekcie. Była szansa porozmawiania z nim i zasugerowania czegoś do ułatwienia integracji młodzieży ełckiej i ozierskiej. Sam mer był zachwycony perspektywą dalszej współpracy z naszym miastem, a tym bardziej naszym Gimnazjum. Już na starcie obiecał, że uczniowie szkoły w Oziersku przyjadą do Ełku niebawem.

Później otrzymaliśmy należytą wycieczką po Oziersku i byliśmy w stanie zobaczyć, jakim ciekawym jest miastem. Przeszłość spoglądała z każdego zaułka, historia przeplatana z teraźniejszością. Stare budynki, pamiętające jeszcze władze Prus na tym terenie i kiedy Oziersk zwany był jeszcze Darkemenem ("Jeszcze Dwor"), nadają niesamowitej atmosfery. Duże wrażenie na zwiedzających wywarł niszczejący kościół prostestancki z krzywą wieżą na szczycie, który wyglądał jak żywcem wydarty z powieści Bahdaja. Jest to jeden z tych kościołów, w którym powinny mieć miejsce niewytłumaczalne zjawiska, szczególnie nocą. I mimo iż do tej pory sąsiedzi kościoła nie uskarżali się na widma i upiory, to nigdy nic nie wiadomo...

Kolejnym etapem naszego pobytu było zwiedzanie Weerden-wielkiej stadniny koni sportowych czystej krwi. Posiadłość należała kiedyś do niemieckiego arystokraty i była jedną ze znanych w całej Europie ze względu na jakość koni, które z niej wychodziły. Nawet dzisiaj w rękach prywatnych stadnina zachowała cały swój majestat i potęgę. Ogromne budynki sprawiały wrażenie stworzonych dla olbrzymów, nie dla zwykłych śmiertelników. Aby zrozumieć ten ogrom trzeba było zobaczyć rozmiary mieszkańców stadniny, którzy kucykami na pewno nie byli. Potężne i silne konie są chlubą stadniny. Jednak mimo swej wielkości koń, to zawsze będzie koń-lubi jabłka i towarzystwo kogoś, kto go podziwia...no, może za wyjątkiem kilku rozbuchanych ogierów. Istny raj dla fanów jazdy konnej. Trzeba tylko mieć pewność swych zdolności. Te konie nie należały do takich, z którymi można się tak beztrosko obchodzić. Innymi słowy-zepsułeś, odkupujesz. A wydatku na jednego konia takiego gatunku, stwierdzenie, że ucierpiałaby kieszeń, byłoby zbyt delikatnym.

Ponieważ młodzieży zawsze mało wrażeń, następnym postojem był miejscowy park linowy, zbudowany w ramach projektu tejże wymiany z funduszy europejskich. Trzyetapowy tor przeszkód na wysokości to doskonała zabawa i najskuteczniejszy sposób na uspokojenie przez wymęczenie najdzikszych z młodych ludzi. Zapewne obserwowanie zmagań żółtodziobów, z jakich składała się wycieczka, musiało być nie lada rozrywką dla miejscowych, którzy także korzystali z parku. Ale będę litościwym sprawozdawcą i oszczędzę naszym bohaterom szczegółów ich przerażonych pisków, będąc na wysokości zdecydowanie większej, niż im dane jest na co dzień uraczyć.

Po krótkiej przerwie obiadowej kontynuowano zwiedzanie. Kolejny przystanek-Dom polski w Oziersku. Jak się okazuje, Oziersk posiada całkiem niemałą polonię na swoim terenie. Wprawdzie Chicago to nie jest, ale biorąc pod uwagę sam nieduży rozmiar miasta i jego niepozorność na mapie to już coś znaczy. Wielu mieszkańców jest polskiego pochodzenia lub posiada krewnych w Polsce, ponadto bliskość z granicą, tłumaczy dlaczego miejscowi dość dobrze rozumieli język polski. Wielu młodych nawet przyjeżdża do Polski studiować, a w szkole prowadzone są nawet zajęcia z języka polskiego dla chętnych.

Ostatnim punktem poznawania Ozierska tego dnia było Technikum Marynarki Wojennej i Szkoła Sportowa. Mimo iż właśnie następowały wakacje, internat technikum był jeszcze pełen po brzegi. Jak można się domyślać większość uczniów stanowili mężczyźni, w przeciwieństwie do naszej wycieczki. Streścili nam historię budynku ich szkoły, który niegdyś był garnizonem Armii Czerwonej, o czym jeszcze świadczyła wielka gwiazda odlana z betonu i zajmująca miejsce obok szkoły przy punkcie zbiórek żołnierzy. Natomiast szkoła sportowa poraziła malowidłami zdobiącymi ściany sali gimnastycznej, które przedstawiały krasnoarmistę w trakcie szkolenia wojskowego i manewrów, w pełnym umundurowaniu i uzbrojeniu. Odstawiając wszelkie żarty i dowcipy na bok, można to skwitować jednym słowem-Rosja.

Można by pomyśleć, że po takim dniu każda rozsądna istota ludzka będzie chciała wypocząć i położyć się wcześniej do łóżka, by być świeżym i nie wycieńczonym następnego dnia. Najwyraźniej naszej młodzieży jeszcze daleko do tego stadium rozwoju, gdyż zażyczyli sobie wziąć udział w dyskotece z młodymi Rosjanami. Klub Czarny Słoń chyba dawno nie widział takich tłumów, jak tego wieczoru. Zabawa i integracja trwałyby pewnie do późnej nocy, gdyby rozsądni dorośli nie weszli na scenę i przypomnieli o wyjeździe kolejnego dnia i o ważnej wizycie w szkole oczywiście, co wymaga pewnej trzeźwości umysłu do wykonania tychże czynności. Z wielkim bólem, ale wygoniono uczestników wymiany do łóżek.
Jak już wspomniano, kolejny dzień był również dniem ostatnim.

Przygotowani do rychłego opuszczenia Ozierska, spakowani i załadowani do autokaru, najpierw jednak najważniejsze starcie i właściwie to cel wyjazdu-zwiedzenie Szkoły im. Dymitra Tarasowa w Oziersku. Sama szkoła nie robiła porażającego wrażenia. Wszak to zwykła szkoła, taka jak i w Polsce, jedynie innym językiem się w niej posługuje. Nic zachwycającego. Ale nie każda szkoła też ma swoje muzeum, jak i nie jest związana z muzeum miasta i ma swoją własną ekshibicję miejskich eksponatów. Mimo całego oprowadzania i dzielnego opowiadania naszych przewodników, do tej pory historia Ozierska była dla nas jeszcze nieco obca.

Dopiero tam znajomiliśmy się z nią dokładniej. Dawniej, miasto nazywało się różnie-Darkemen, co oznacza "Jeszcze Dwór" po litewsku, gdyż taką odpowiedź otrzymał król, pytając, co to za miejsce; Angerap od płynącej w pobliżu rzeki... Miasto przeszło wiele, zarówno po stronie niemieckiej, jak i rosyjskiej. Niegdyś słynne pruskie miasto, z waleczną historią, wielkim ludźmi i kamieniami węglowymi w istnieniu Prus. Później radzieckie koszary. Dziś, ledwie pyłek na pograniczu...

Patron szkoły jest dobrym przykładem sytuacji obecnej Ozierska. Dymitr Tarasow był najzdolniejszym uczniem w swojej szkole, wzorem do naśladowania i pionierem. Zdobył złoty medal za wyniki w nauce i był jednym z obozowiczów znanego Arteku. Wybitny i z aspiracjami został żołnierzem, dumą Armii Czerwonej. Zginął w Afganistanie. Jego historia taka, jak wielu innych, a jednak zupełnie inna, bo ważna. Szkoła może być dumna ze swojego patrona, tak, jak pionierzy z zastępu pod jego imieniem i uczniowie klas wojskowych. Wielu z nich chce pójść w jego bohaterskie ślady. Życzmy im powodzenia, by Oziersk miał wielu takich bohaterów.

Nasz pobyt zakończył się optymistycznym akcentem, jakim jest mała wizyta w szkolnym muzeum militariów oraz na strzelnicy. Wyszedł tam na jaw ciekawy fakt-nie wchodź w drogę kobiecie. Najczęściej ma lepszego cela i naturalny dar do posługiwania się „kałachem” lepiej od ciebie...

Jak już wspomniałam, na początku podchodziłam sceptycznie do całego wyjazdu. Jakoś obwód kaliningradzki nigdy mnie nie przekonywał jako Rosja-Rosja to wielkie miasta, jak Moskwa, Petersburg, Nowgorod lub małe, malownicze, drewniane wsie, śnieg, cerkwie, bliny, kazaczok, Mauzoleum Lenina, Kreml, samowary i balet...ale nie poniemieckie tereny z chorobliwym mikroklimatem.

Bez bicia przyznaję się, że nie można było pomylić sie bardziej.

To była Rosja w całej swej rosyjskości. Ludzie tacy, jakich zna się z opowiadań rodziców o dawnych latach. Gościnni, serdeczni, mili. Można śmiało poruszać się wszędzie we dnie i w nocy bez obaw. Jedzenie w gruncie takie same, ale zupełnie inne w smaku, naturalniejsze. Zwyczaje szczere i uczciwe, bez podtekstów i ukrytych den. Nawet budynki, mimo iż niektóre w stanie ruiny, stoją silnie i pogodnie wyczekują kolejnego dnia. Pogoda ducha połączona z melancholią i podszyta dziką zabawą i radością-chociażby z tych powodów trzeba pokochać to miejsce. To coś, czego nie uraczy się nigdzie indziej w świecie. Wycieczka ta była jednym z, mam nadzieję, wielu powrotów w tę stronę.

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste.
Swoją stronę założysz klikając na elk.wm.pl w ramkę " ZAŁÓŻ PROFIL ", która znajduje się w prawym, górnym roku strony. Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij tutaj Problem z założeniem profilu? Potrzebujesz porady, jak napisać tekst? Napisz do mnie. Pomogę: Igor Hrywna


Ten tekst napisał dziennikarz obywatelski. Więcej tekstów tego autora przeczytacie państwo na jego profilu: AG

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5