Tomasz Mackiewicz: Z dna doszedł na sam szczyt

2018-01-28 10:00:00(ost. akt: 2018-01-28 16:11:06)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Zdobycie szczytu Nanga Parbat było największym marzeniem Tomasza Mackiewicza. Nieco ponad rok temu (w grudniu 2016) rozmawialiśmy z Tomkiem przy okazji jego wizyty w Ełku. Teraz przypominamy wywiad z tym wyjątkowym człowiekiem.


Tej zimy znów nie udało się zdobyć szczytu Nanga Parbat. Czujesz niedosyt?

To było nasze szóste podejście. W tym roku podeszliśmy na wysokość 7550 metrów, a więc o 250 metrów mniej, niż cztery lata temu. Zabrakło dosłownie kilku godzin wspinaczki. Niestety, musieliśmy już wracać, bo nie zdążylibyśmy wejść na szczyt przed zmierzchem. Ale niedosytu nie ma. Wręcz przeciwnie - jestem szczęśliwy, że za rok będę mógł jeszcze raz spróbować swoich sił. Znów spotkam się z lokalnymi mieszkańcami, z którymi znam się przecież już 6 lat. Znów poczuję ten dreszczyk emocji po przekroczeniu, mam nadzieję, 7 tysięcy metrów. Po zejściu z góry słyszałem wiele głosów współczucia - doceniam je, ale cały czas powtarzam: ja się cieszę, że mogę jeszcze z Nangą powalczyć.

Byłeś pierwszym człowiekiem od 17 lat, któremu udało się przekroczyć 7 tysięcy metrów na Nanga Parbat. Czujesz się trochę orłem polskiego himalaizmu?

Próbuję nie obrastać w piórka i nie "pompować" swojego ego. Ale fakt, traktuję nasze ekspedycje jako duży sukces. Nie tyle mój, co całej wyprawy. To niesamowite uczucie, iść na tę samą górę, którą niegdyś zdobywał Andrzej Zawada - światowa legenda himalaizmu. Muszę zaznaczyć, że ja nie wspinam się tylko dla siebie. Robię to, żeby pokazać, że w życiu można kreować samego siebie, można wyjść z każdego bagna, można spełniać marzenia, nawet te najbardziej nierealne. Potrzeba tylko determinacji. Próbuję zarazić energią innych ludzi i udowodnić im, że jeśli będą pracować nad sobą, to możliwe jest wszystko.

Wspinaczka to bardzo niebezpieczna pasja. Nie boisz się będąc tak wysoko?

Paradoksalnie, ja w górach czuję się dużo bezpieczniej, niż otoczony tysiącami ludzi w mieście. Zdaję sobie sprawę, że wystarczy jeden błąd, by stała się tragedia. Ale człowiek będąc 7 tysięcy metrów nad ziemią raczej stara się wyostrzyć każdy zmysł i nie myśleć o strachu. Miewałem już niebezpieczne sytuacje. Kilka lat temu spadłem w 40-metrową szczelinę. Nawet lecąc w dół nie było we mnie strachu, myślałem praktycznie, szukałem zaczepienia. Po prostu balansując na krawędzi chmur działa się intuicyjnie.

Powiedzmy, że za rok zdobywasz w końcu szczyt. Co dalej?

Nauczony latami doświadczeń staram się nie projektować za bardzo swojej przyszłości. Wierzę, że czuwa nade mną Opatrzność, to Ona zdecyduje, co będzie ze mną dalej. Nie wiem nawet, czy za rok uda się doprowadzić do wyprawy na Nanga Parbat. Wiem natomiast, że na pewno nie odpuszczę wspinaczki. To byłaby dla mnie niewyobrażalna strata.

W wywiadach z Tobą można przeczytać, że zdarza Ci się używać nieprofesjonalnego sprzętu, na przykład lin rolniczych...

Cóż, wspinaczka to droga zabawa. Trzeba sobie jakoś radzić, wszystko jest kwestią determinacji. Jeszcze przed wyprawą, podczas której udało mi się pokonać wysokość 7 400 metrów na Nanga Parbat, słyszałem wiele obiekcji odnośnie mojego wspinania. Zarzucano mi, że nie mam doświadczenia, że jestem amatorem, że nie dam rady. A ja odpowiadałem: podczas wyprawy Andrzeja Zawady na Everest, szczyt zdobyli nie "wyjadacze" i profesjonaliści, a właśnie amatorzy, którzy pierwszy raz w życiu podchodzili do ośmiotysięcznika. Nie ma sztywnego szablonu na zdobywanie szczytów - tak samo zresztą jak w życiu.

Nie ukrywasz swojej trudnej przeszłości. W jaki sposób to, jaki byłeś, wpłynęło na to, jakim człowiekiem jesteś dzisiaj?

Wychowałem się otoczony naturą, na wsi. Już wtedy miałem w sobie pewnego ducha przygody, cały czas chciałem odkrywać coś nowego. Niestety, mój naturalny instynkt poznawania świata poszatkowało dosłownie mieszkanie w dużym mieście. Wpadłem w nieciekawe towarzystwo, zacząłem brać narkotyki. W końcu powiedziałem sobie kiedyś: ja nie chcę umrzeć przez narkotyki. To byłby wyraz mojej słabości i skrajnej głupoty. Uparłem się, że się wyleczę. Trwało to dwa lata, ale w końcu się udało. Odskocznią był sport - najpierw żeglarstwo, później wspinaczka. To uratowało moje życie i ratuje chyba do dzisiaj, chociaż minęło już 20 lat. Dzisiaj chcę żyć dla innych ludzi. Chcę, żeby ludzie, szczególnie młodzi, czerpali energię z tego co robię. Bo wiem, że czasem wystarczy poznać kogoś, komu udało się wyjść z prawdziwego bagna, żeby znaleźć w sobie siłę na zmianę w życiu.

[fbpost]https://www.facebook.com/monargaudynki/posts/1956504604566547">


A propos młodych ludzi, między innymi dlatego jesteś w Ełku...

Tak. Spędziłem święta ze swoją rodziną, w środę miałem spotkanie z mieszkańcami Ełku w bibliotece, podczas którego rozmawialiśmy trochę o wyprawach, trochę o życiu. Poza tym Wiktor Kurczak ze Stowarzyszenia "Alternatywa", z którym znamy się od wielu lat, zaproponował mi współpracę w projekcie "Ambasadorowie marzeń". Planujemy wspólne projekty, które pozwolą młodym ludziom uwierzyć w siebie, nauczą ich przekraczać własne granice i realizować swoje marzenia. Myślę, że moje doświadczenia mogą być inspiracją dla innych. Poznałem projekt „Ambasadorowie marzeń” i uważam, że jest to doskonała, nieschematyczna profilaktyka. Cieszę się, że mogę wspierać działania stowarzyszenia Alternatywa i z pewnością jeszcze wspólnie coś zrealizujemy. Bardzo dziękuję również władzom miasta za życzliwe przyjęcie mnie w Ełku.

Dziękuję za rozmowę

Kamil Mróz

Fot. Archiwum prywatne



źródło: TVN24/ x-news

Komentarze (25) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Maciej #2427958 | 37.47.*.* 28 sty 2018 18:56

    Fracuzeczka nie wyglada jak by miała rece odmrożone trzyma radiostację to nie jest tak zle A ta słit focia gdy człowiek zamarza i umiera to '''BARDZO NIE NAMIEJSCU ;(

    Ocena komentarza: warty uwagi (16) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

    1. Jan #2427772 | 94.254.*.* 28 sty 2018 13:27

      A ja go rozumiem. Lepiej umrzeć w myśl swoich ideałów, niż jak szczur w w domu przed tv w szarym życiu bez ikry. Szkoda jedynie, że spoczął tak daleko od domu... kochanej Polski. R.I.P.

      Ocena komentarza: warty uwagi (10) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (3)

      1. Terecere #2427717 | 176.97.*.* 28 sty 2018 12:22

        Wszystko rozumiem. Pasja, hobby itd. Ale nie rozumiem jak majac rodzine, zdrowie, zycie mozna w tak lekkomyslny sposob je ryzykowac. To tak jakbym ja raz w miesiacu wychodzil na piwo do znajomych i gral z nimi w rosyjska ruletke. Raczej wroce, ale nie na pewno. Nigdy bym tak zycia nie ryzykowal dla... No wlasnie, dla czego? Dla slawy? Jakiej slawy, goscia poznalem jak tam zaginal. I pewnie za tydz o nim nie bede pamietal. Dla pieniedzy? Tez raczej nie dostalwal za to pieniedzy. Wiec kurde pytam po co tk robi? Dla spelnienia? Spelnienia czego? Marzen? Po co zycie ryzykowac az tak bardzo. Nie pojmuje tego. Spoczywaj w pokoju czlowieku

        Ocena komentarza: warty uwagi (9) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

        1. Do Marco #2427694 | 94.254.*.* 28 sty 2018 11:53

          Pierwszemu przekroczyć 7000 metrów to jest wyczyn, a ty co najwyżej możesz pierwszy wpisać komentarz

          Ocena komentarza: warty uwagi (9) odpowiedz na ten komentarz

        2. ZOMOWIEC #2427702 | 79.184.*.* 28 sty 2018 12:02

          szkoda, że na tym szczycie został :/ ale wiedział w co się pakuje

          Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz

        Pokaż wszystkie komentarze (25)
        2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5