Ania Senda: To była miłość od pierwszego treningu

2018-04-26 08:39:55(ost. akt: 2018-04-26 13:44:20)
NASZA ROZMOWA///Wszystko zaczęło się kiedy stanęłam przed lustrem i postanowiłam być ze sobą szczera. W kettlach zakochałam się od pierwszego treningu. I wiem, że ta miłość jest na całe życie.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że Ania Senda to jedna z najlepiej wyglądających ełczanek. Nie zawsze tak było. Jak mówi jej trener Michał Chrościelewski, jeszcze 3 lata temu Ania była zupełnie inną osobą. Ciężka praca, dyscyplina i samozaparcie pozwoliło Ani doprowadzić do tego, że sylwetki może pozazdrościć jej nie jedna ełczanka. Podnosi dwukrotnie więcej, niż sama waży. Trenuje aż 5 razy tygodniowo. I mimo wszystko znajduje czas na zajmowanie się dwójką małych dzieci, prowadzenie własnego biznesu i spotkania ze znajomymi i rodziną. Bo jak przekonuje Ania Senda — im mniej ma się czasu, tym lepiej się go organizuje. A wbrew pozorom aktywność fizyczna nie męczy, a dodaje więcej energii i determinacji do działania. Na każdym froncie życia.

— Kobiety zwykle wybierają fitness. Ty trenujesz podnoszenie ciężarów, pracujesz ze sztangą i kettlami. Dlaczego?

— Bo to, że ciężary nie są dla kobiet, to kompletny mit. Ważę 45 kilogramów, a podnoszę w tej chwili nieco ponad 97. Zaczynałam praktycznie od zera, w trzy lata udało mi się osiągnąć coś, o czym nawet nie śmiałam marzyć. To wymaga zawzięcia, to prawda. Ale kobiety nie są w niczym gorsze od mężczyzn. Może podnosimy mniejsze ciężary, ale nadrabiamy determinacją i wytrzymałością.

— Jaki jest Twój sekret?

— Rewelacyjny trener. Michał Chrościelewski to prawdziwy profesjonalista. Nie dość, że ma ogromną wiedzę, to potrafi ją wykorzystać w praktyce. Podchodzi indywidualnie do każdego swojego podopiecznego. Wie, jakie są nasze potrzeby i możliwości. A do tego wszystkiego, przede wszystkim potrafi rozmawiać. Jego podopieczni to w większości kobiety, Michał wie więc dużo o tematach, które często wstydzimy się poruszać. Pyta o cykle miesiączkowe, popuszczanie moczu, bo problemy w tych kwestiach wynikają najczęściej ze złego planu treningowego. Nie ma tu tematów tabu. I to jest najważniejsze, otwartość między trenerem a podopiecznym.

— Sądzisz, że te same efekty udałoby Ci się osiągnąć w domu, bez trenera?

— Absolutnie tego nie polecam. Bez profesjonalnej pomocy można sobie wyrządzić krzywdę. Spójrzmy na to w ten sposób: kiedy jest coś nie tak z naszym samochodem, nie naprawiamy go sami tylko idziemy do mechanika. Jak boli nas kolano, to nie kombinujemy, tylko wybierzemy się do lekarza. A kiedy chcemy prowadzić zdrowy tryb życia i robić to odpowiedzialnie i bezpiecznie, należy wybrać się do trenera. Zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi nie decyduje się na siłownię albo z niej rezygnuje, bo się wstydzi. Namawiam jednak, żeby spróbować się przełamać, a to uczucie z czasem minie. Naprawdę warto.

Obrazek w tresci

— Dzisiaj jesteś przykładem dobrze wyglądającej, zdrowej osoby. Ale nie zawsze tak było. Jak się to wszystko zaczęło?

— Jak to zwykle u kobiet bywa, od wyrzutów sumienia. Trzy lata temu stanęłam przed lustrem w stroju kąpielowym. Nie byłam zadowolona z tego, co zobaczyłam. Postanowiłem być ze sobą szczera. Czy tak chciałabym wyglądać? Czy kolejne wymówki w stylu "nie mam teraz czasu", albo "zacznę w przyszłym miesiącu" kiedykolwiek się skończą? Na te pytania odpowiedź brzmiała: "nie". Dlatego ruszyłam tyłek i wybrałam się na siłownię.

— Co zmieniło się przez te trzy lata?

— Zaczęłam od trzech treningów tygodniowo, dziś to już pięć. Czuję się zupełne inaczej, lepiej, bardziej energicznie, zdrowiej. Wyglądam dużo lepiej. Mam chęci do życia, do działania. Kiedy zaczynałam trening, podnosiłam z trudem najlżejsze ciężary. Teraz jest o niebo lepiej.

— Masz dwójkę dzieci, męża i firmę. Jak udaje Ci się to pogodzić?

— Wszystko się da, jeśli ma się trochę pomysłowości. Czasem trzeba przełożyć jakieś spotkanie, żeby zdarzyć na trening. Czasami muszę zabrać ze sobą dzieci, bo mąż w danym momencie też nie może się nimi zająć. Ale czas się zawsze znajdzie. I na swoim przykładzie wiem, że prawdą jest to, że jak czasu jest mniej, to lepiej się go organizuje.

— Nie masz tak, że czasem Ci się po prostu nie chce?

— Nie. Powiem więcej, jak zdarzy się z przyczyn losowych odpuścić trening, to zaczynam mieć "moralniaka". Ćwiczenie wchodzi w krew, staje się ogromną i bardzo ważną częścią naszego życia. I ma wpływ nie tylko na wygląd, siłę fizyczną i kondycję. Rzutuje na każdy inny aspekt życia. Ćwiczę ja, ćwiczy mój mąż, moja mama. I od kiedy zaczęliśmy, to wszyscy jesteśmy dużo bardziej pogodni, gotowi do działania, głodni nowych wyzwań.

— Czy ćwiczenia powinny iść w parze z dobrą dietą? Jak się odżywiać, by wysiłek nie poszedł na marne?

— Oczywiście, dieta jest nieodzownym elementem, bez którego trening nie będzie miał takich efektów. Trzeba jeść zdrowo i bardziej świadomie. Przede wszystkim zamienić te rzeczy, co do których jesteśmy pewni, że nam szkodzą. Jeść regularnie, ale w mniejszych ilościach. Ale też nie ma co się mordować. Jedzenie to moja słabość, pozwalam sobie czasem na naprawdę dużo. Uwielbiam słodycze wszelkiej maści. Ale mimo to, że nie trzymam diety w stu procentach, efekty są. Treningi i bycie zdrowym to ciężka praca, ale taka, która musi dawać przyjemność, a nie nas kompletnie wykańczać.

— Co powiedziałabyś koleżance, którą zastanawia się nad zmianą stylu życia?

— Powiedziałabym: przestań się zastanawiać, zrób to. Albo chociaż spróbuj, nic ci się nie stanie. Mniej istotne jest to, czy wybierzesz ciężary, kettle, fitness czy trening ogólny. Ważne, że się zdecydujesz i się temu troszkę poświęcisz. Znajdź dobrą dla siebie siłownię, zmęcz się trochę, zakochasz się w tym. Jeśli nie od razu, to po tym, jak zobaczysz pierwsze efekty. A od czasu do czasu po udanym treningu pozwól sobie na zimne piwko albo trochę czekolady. Zasłużyłaś!

Rozmawiał Kamil Mróz

Ania to prawdziwy diamencik. Cały Ełk powinien być z niej dumny. Ja na pewno jestem. Jest zdolna, utalentowana, ambitna, pracowita. Czasem trochę wredna. Ale poważnie, to tacy ludzie jak Ania zasługują na największe uznanie. Bo ona nie jest zawodowym sportowcem, nie utrzymuje się z tego, robi to dla siebie. A mimo to osiąga niesamowite rzeczy. Dzisiejsze kobiety mają mnóstwo na głowie. Mimo że niemal 90 proc. moich podopiecznych to panie, to za każdym razem jestem pod gigantycznym wrażeniem tego, jak kobiety potrafią być silne. Nie mówię o sile fizycznej. Z całą odpowiedzialnością jako trener mogę powiedzieć, że kobiety są wytrzymalsze i odporniejsze od mężczyzn. I wspaniale się z nimi pracuje.

Słowo od trenera Michała Chrościelewskiego:

UWAGA! DRODZY CZYTELNICY:

Wywiad z Anią Sendą oraz wiele tematycznych artykułów znajdziecie w Gazecie Pacjenta wydanej przez "Rozmaitości Ełckie". Można ją dostać za darmo w ełckich przychodniach, będzie też dodana do piątkowych (27.04) "Rozmaitości..." jako bezpłatny dodatek. Miłej lektury!

Obrazek w tresci


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5