Mieszkańcy mają dość. Będą walczyć o swoje

2018-08-06 18:00:00(ost. akt: 2018-08-06 18:36:38)

Autor zdjęcia: mat. prywatne

Ferma Sikory to spółka, którą mieszkańcy Sikor Juskich znoszą od lat. Trwa procedura administracyjna mająca pozwolić spółce rozszerzyć działalność. Jak się okazuje po analizie dokumentów, spółka niekoniecznie gra fair.
Sikory Juskie to spokojna, malownicza wieś w gminie Stare Juchy. Kilka lat temu, jeśli się z czymś zmagała, to były to typowe dla małej miejscowości problemy — a to śmieci przy jeziorze, a to nieutwardzona droga. Wszystko się zmieniło. W 2012 roku powstała spółka Ferma Sikory Sp. z o.o. z siedzibą w Łomży. W halach oddalonych o nieco ponad kilometr od domów spółka hoduje drób. Jest to działalność na gigantyczną skalę, co ma wpływ i na mieszkańców, i na przyrodę w promieniu kilometrów od hal. Smród taki, że wieczorami ciężko otworzyć okno, jeżdżące po gminnych drogach ciężarówki pełne zwierząt, rozsiewanie pomiotu oddziałującego na pobliskie jezioro Łaśmiady i torfowisko — to tylko niektóre problemy, które wylicza społeczność Sikor.

Mieszkańcy obawiają się, że ma być jeszcze gorzej, bo spółka planuje rozszerzyć działalność. Złożyła już do gminy Stare Juchy wniosek o wydanie decyzji o uwarunkowaniach środowiskowych. Chce zgody na prowadzenie 300 tysięcy brojlerów kurzych. Mieszkańcy stanowczo protestują przeciwko modernizacji fermy. Spotkali się w sobotę 28 lipca z wójt Starych Juch, Ewą Jurkowską-Kawałko.

Jak się okazuje, przedsiębiorca może mieć wiele za uszami. Niepokój rośnie, kiedy spojrzy się w dokumenty i skonfrontuje się je z tym, co mówią mieszkańcy Sikor Juskich. Ferma Sikory Według sprawozdania finansowego dostępnego w KRS, w 2017 roku zarobiła na chowie 16 mln 814 tys. złotych. Ferma ma pozwolenie zintegrowane na chów indyków na skalę niecałych 850 DJP (duża jednostka przeliczeniowa - umowna jednostka liczebności zwierząt hodowlanych). Tymczasem według planowych kontroli dokumentów przeprowadzanych przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska 9 i 23 kwietnia, tylko 20 lutego obsada kurników wynosiła 265 tysięcy sztuk zwierząt, a więc 1062 DJP, co zdecydowanie przekracza normy. Jak się okazuje, przedsiębiorca nie chowa indyków, ale kurczaki, a w tym przypadku zupełnie inaczej oblicza się DJP. Dowodem na to może być bilans finansowy spółki, w którym deklaruje ona, że w 2017 roku wyprodukowała ponad 5 milionów kilogramów brojlerów kurzych, nie indyczych. Dowodem jest też pismo (sygn. G/I/7041.2.6.2018AT) WIOŚ-u do jednego z mieszkańców, w którym w kontekście obliczania DJP pojawia się cyfra 0,004 (dot. kurczaków), nie zaś 0,024 (dot. indyków).

W wyniku przeprowadzonej kontroli WIOŚ zastosował art. 365 ust. 1 ustawy o ochronie środowiska, a więc w drodze decyzji wstrzymał użytkowanie instalacji eksploatowanej bez wymaganego pozwolenia zintegrowanego. Ale przedsiębiorca użytkowania nie zatrzymał. Złożył wniosek o nowe pozwolenie zintegrowane, modernizację fermy na cele produkcji kurczaków i rozszerzenie działalności (formalnie, w rzeczywistości tylko o zatwierdzenie istniejącego stanu faktycznego). To wstrzymało nakaz WIOŚ, a ferma kurczaki dalej chowa. W chwili pisania artykułu (01.08) kurniki stoją puste, ale zgodnie z zapowiedzią spółki, uzupełnienie stanu zwierząt zaplanowane jest na czwartek (02.08).

Inną jeszcze kwestią jest oddziaływanie fermy na środowisko. Otóż w pozwoleniu zintegrowanym (tym, które spółka już ma) oraz w tym, o które spółka się ubiega, są obliczenia na jakiej powierzchni należy rozsiewać pomiot ptasi. Dla 300 tysięcy sztuk brojlerów (1200 DJP) potrzeba ponad 1200 hektarów. We wniosku spółka oświadcza, że ma tytuł prawny do 1218 hektarów. W Sikorach ferma ma 111 hektarów ziemi, a w gminie Kolno 3,5 hektara. Gdzie jest w takim razie reszta gruntów? W oświadczeniach spółki takiego wykazu znaleźć nie mogliśmy. Na dodatek mieszkańcy wskazują, że hektary ziemi w Sikorach zostały przez fermę zdrenowane, co jest zakazane bez wymaganych zezwoleń. A rozrzucanie kurzego pomiotu w świetle przepisów jest zakazane aż do minięcia 12 miesięcy od zakończeniu drenowania.

Jak to wszystko działa na środowisko?

— Oddychamy zatrutym powietrzem z amoniakiem, pobliskie torfowisko w którym mnóstwo jest roślin pod ochroną jest zanieczyszczane, a do jeziora Łaśmiady, jednego z najpiękniejszych akwenów w regionie, stale spływają związki chemiczne z kurzego pomiotu — mówi nam w rozmowie jeden z mieszkańców Sikor Juskich. — Na dodatek smród jest nie do wytrzymania.

Jak zapewniała na sobotnim spotkaniu wójt Ewa Jurkowska Kawałko, urzędnicy grają z mieszkańcami do jednej bramki. Już teraz zwrócili się do spółki o uzupełnienie dokumentów i wykazanie, czy wniosek o wydanie decyzji o uwarunkowaniach dotyczy inwestycji już przeprowadzonej, czy dopiero planowanej. Jak zapewniali mieszkańcy, odpowiednie zawiadomienia trafią także do sanepidu, inspektora weterynarii oraz nadzoru budowlanego. W sprawę angażuje się też Towarzystwo Aktywności Społecznej Mazury Garbate, które w podobnych sprawach występowało już w obronie mieszkańców i przyrody. Jedna z mieszkanek Sikor wynajęła też kancelarię prawną, która będzie miała za zadanie podważyć raport o oddziaływaniu na środowisko złożony przez spółkę. Wójt gminy poprosiła mieszkańców, aby składali wnioski o uznanie ich za strony w postępowaniu administracyjnym i wyraziła wdzięczność za każdy argument, którym będzie mogła się posłużyć, aby zatrzymać inwestycję.

Obrazek w tresci

Spotkanie mieszkańców z wójt Ewą Jurkowską-Kawałko.

Rozmawialiśmy z prezesem spółki, Adamem Pietruszyńskim. Przedsiębiorca twierdzi, że zapachy nie pochodzą z fermy, a z innych gospodarstw w okolicy.

— Od ponad tygodnia na fermie nie ma kurczaków, a zapach we wsi, nawet na fermie, jest dzisiaj (01.08 - red.) nie do wytrzymania. Logiczne jest, że jeśli od tygodnia nic z fermie nie pracuje, to zapachy nie pochodzą od nas. Ale nawet jak kurczaki są, to nimi po prostu nie śmierdzi. Dookoła są rolnicy, hodowcy bydła i świń. Wylewają gnojowicę na pola, a jest teraz taki okres, że śmierdzi na całą okolicę, w tym na wsie i fermę — powiedział Adam Pietruszyński i zaprosił nas do osobistego odwiedzenia fermy. — Podkreślam, że zapachy nie pochodzą z naszej fermy, zastosowane są tam najnowocześniejsze rozwiązania uniemożliwiające takie efekty — ogrzewanie podłogowe, klimatyzacja, filtry. Oskarża się mnie też, że truję mieszkańców i atmosferę. Nic z tych rzeczy, pomiot kurzy którego od nas jest tyle co nic, jest w postaci torfu, który orzemy natychmiast po rozsypaniu. Nęka mnie teraz nadzór budowlany, a ja przecież niczego nie próbuję tam zbudować.

Prezes Pietruszyński przyznał natomiast, że od długiego czasu na fermie są kurczaki, nie indyki.

Tak, na fermie chowamy brojlery kurze. Złożenie przez nas wniosku (o wydanie decyzji o uwarunkowaniach -red.) to efekt tego, że chcieliśmy zatwierdzić stan faktyczny tak, aby wszystko było zgodne z literą prawa. Mnie się za to karze, mimo że składam raporty, mam regularne kontrole, jestem na świeczniku. A rolnicy w okolicy, nawet ci z bardzo dużymi gospodarstwami, nie składają żadnych wniosków, nie mają kontroli i śpią spokojnie. Polecam mieszańcom, aby doszli kto tak naprawdę smrodzi całą okolicę.

Prezes Fermy Sikory:

Prezes twierdzi więc, że wniosek o nowe zintegrowane pozwolenie złożył z dbałości o zgodność stanu faktycznego z dokumentami. Na pytanie czy przypadkiem nie złożył wniosku po kontroli WIOŚ wykazującej nieprawidłowości odpowiada, że nie, bo te wnioski na czas kontroli były już złożone (z naszych informacji wynika, że zostały złożone 11 czerwca, a kontrola była w kwietniu).

Do sprawy fermy wrócimy po wydaniu decyzji przez gminę.

Kamil Mróz


Komentarze (12) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. mieszkaniec dawnych Prus Wschodnich #2550542 | 79.124.*.* 6 sie 2018 19:34

    nie od dzisiaj wiadomo że urzędnicy razem z właścicielami takich ferm robią ludzi w bambuko

    Ocena komentarza: warty uwagi (17) odpowiedz na ten komentarz

  2. Adam #2550560 | 83.9.*.* 6 sie 2018 20:02

    Jusiaki czy wy w końcu powiecie dwidzenia obecnym władzom. Zastój totalny podobno skloceni podobno Franek dostał wilczy bilet. Wybierzcie w końcu zdolnych i mądrych nie koniecznie miejscowych. Ta ferma w takim miejscu to kompromitacja.

    Ocena komentarza: warty uwagi (16) odpowiedz na ten komentarz

  3. trew #2550705 | 37.248.*.* 6 sie 2018 23:59

    Mówimy o Zielonych Płucach Polski, o Krainie Bociana, ale dla niektórych w Urzędzie Gminy w starych Juchach liczy się tylko kasa, a nie dobro obywatela i dbałość o środowisko.

    Ocena komentarza: warty uwagi (13) odpowiedz na ten komentarz

  4. trew #2550708 | 37.248.*.* 7 sie 2018 00:02

    A dlaczego z komina na fermie w środku lata idzie dym?

    Ocena komentarza: warty uwagi (15) odpowiedz na ten komentarz

  5. prostkowiak #2550943 | 5.172.*.* 7 sie 2018 12:37

    Przecież ten prezes (Pietruszyński) parę lat temu w Stradunach trzymał 600 krowich ogonów przy pozwoleniu na 200, jak donosiły lokalne media. I też zewsząd śmierdziało, tylko nie z jego obór. Widać zmienił gminę i obiekty hodowlane, ale metody zostały. PS "...pomiot kurzy którego od nas jest tyle co nic..." - normalnie jajcarz z Pana Prezesa pierwszoklaśny.

    Ocena komentarza: warty uwagi (16) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (3)

    Pokaż wszystkie komentarze (12)
    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5