Mieszkańcu, radź sobie sam [AKTUALIZACJA]

2018-12-19 19:32:30(ost. akt: 2018-12-20 10:54:35)
Napisała do nas czytelniczka Joanna Kulikowska z wsi na terenie gminy Kalinowo. Historia, którą nam przekazała doskonale obrazuje mechanizmy, z jakimi czasami walczyć musi mieszkaniec, by załatwić prostą, wydawałoby się, sprawę. Publikujemy jej wiadomość w całości.
Wieś w gminie Kalinowo. Kilka minut po 11. Przez okno zauważyłam, że pies zaczął wariować, dosłownie roznosił siatkę ogrodzenia. Akurat usnęło moje dziecko więc wyszłam zobaczyć o co chodzi. W starej budzie, która znajduje się na odgrodzonej (na szczęście dla psa) części posesji siedzi lis... widocznie chory, z zaropiałymi, sklejonymi oczami, dziwną wydzieloną z pyska, wygryzający i tak nędzne już futro. Lis nie bał się ani mnie, ani odgłosów na dachu budy, ani wielkiego psa.

Czym prędzej zamknęłam psa, bo wiem, że jeśli będzie miał jakikolwiek kontakt z lisem, zostanie poddany obserwacji, kwarantannie, a nawet uśpieniu.

Zaczynam dzwonić. Przypominam - jest kilka minut po 11. Pierwszy telefon kieruję do Powiatowego Lekarza Weterynarii w Ełku - ten informuje mnie, że dopóki lis żyje, oni nic nie zrobią, jak padnie, owszem, przyjadą, zabiorą go i zbadają. Lekarz, nie pracownik, kieruje mnie do Urzędu Gminy Kalinowo, na której terenie jest lis, oraz do myśliwych. Kolejny telefon do Urzędu Gminy, gdzie zdziwiony urzędnik odsyła mnie do PIW i do myśliwych. Dzwonię więc do znajomego myśliwego, który po konsultacji z przełożonym informuje mnie, że w terenie zabudowanym nie mogą nic zrobić, mogą odstrzelić takie zwierzę, ale odległość od zabudowań musi wynosić minimum 150 metrów, odsyła mnie do PIW i UG.

Dzwonię ponownie do UG, przedstawiam sytuację z wcześniejszych rozmów, po czym urzędnik bierze ode mnie numer telefonu i oznajmia, że w przeciągu kilku dni (!!!) dowie się co mogą zrobić. Nalegam jednak, że sprawa pilna, lis jest chory, jest nosicielem chorób zakaźnych (chociażby skóry), a ja mam zwierzęta i małe dziecko, nie mogę nawet wyjść z dzieckiem na spacer.

Jest przed godziną 12. Mam czekać na telefon. W międzyczasie przetrząsam internet. Dzwonię do Starostwa Powiatowego w Ełku, gdzie dostaję informację, że również Starostwo nie zajmuje się odłowem dzikich zwierząt, kierują mnie na policję. Dzwonię więc na posterunek, gdzie dostaję informację, że to zadanie gminy. Dzwonię ponownie do Urzędu Gminy, proszę o połączenie z wójtem. Wójt obiecuje zająć się sprawą, pyta, czy nie mogę zamknąć lisa (przecież to oczywiste, że mogę go wziąć na ręce i zanieść gdzieś), potwierdza poprawność mojego numeru telefonu. Czekam. W między czasie dalej plądruje internet.

Ponownie dzwonię do Starostwa, skąd dostaję informację, że sprawą powinno zająć się Koło Łowieckie. Urzędnik oddzwania do mnie z informacją o odpowiednim do mojego miejsca zamieszkania Kole Łowieckim. Najpierw dzwonię ponownie do Urzędu Gminy. Jest już prawie 15, zaraz urzędy kończą swoją pracę. Urzędnik z gminy Kalinowo uzyskuje od wójta informacje, że ktoś się zjawi po lisa jutro lub pojutrze. Pytam się jak mam funkcjonować, przecież nie będę trzymała psa w zamknięciu, mam też inne zwierzęta, na które lis może przenieść groźne choroby, mam małe dziecko. Otrzymuję odpowiedź, że to tylko pracownik i nie może zmienić decyzji szefa. Ale przecież gmina Kalinowo ma podpisaną umowę na odłów zwierząt. Umowę na kilkaset tysięcy złotych rocznie, jak się nieoficjalnie dowiedziałam. Skoro gmina nie chce mi pomóc, dzwonię do Prezesa Koła Łowieckiego, który obiecuje dowiedzieć się i oddzwonić. Oddzwania, podając mi numer telefonu do wójta (!!!), informuje, że oni się tego nie podejmą, oni nie będą go wyganiać, sugeruje, żebyśmy go przegonili to pójdzie gdzie indziej i inni się będą martwić... Dzwonię też do Nadleśnictwa, skąd dostaję informację, że lis nie jest w ich kompetencjach, oni zajmują się lasami. Nie mam pomysłu co dalej.

Jestem wyczerpana. Jest 15:30, a ja od prawie 5 godzin wiszę na telefonach i nie mogę uzyskać żadnej informacji ani pomocy. To nie mały kotek, to lis, chory lis.

W desperacji dzwonię na Straż Pożarną. Pan od razu mówi, że oni się tym nie zajmują, ale postara się czegoś dowiedzieć i oddzwoni. W międzyczasie dzwonię do lecznicy weterynaryjnej w Kalinowie, lekarka rozkłada ręce, oni nie mają możliwości, ani sprzętu. Najbliższy lekarz weterynarii zaopatrzony w strzelbę do usypiania zwierząt to Augustów, ale musiałabym to sama zasponsorować. Moje płacone podatki się nie liczą.

Czekając dzwonię na 112, jestem już kompletnie zdesperowana. Dyspozytor przejęty sytuacją ze zrozumieniem wszystko notuje, z desperacji i wściekłości popłakałam się, sprawa przekazana na policję.

Mija kolejna godzina. Już jest 17:30. Oddzwania pan ze Straży Pożarnej informując, że dzwonił do gminy, wójt obiecał zająć się sprawą, ale nie sprecyzował kiedy... Od telefonu na 112 minęła godzina, dzwonię ponownie i otrzymuję informację, że dyżurny Policji z Ełku dzwonił do gminy Kalinowo i ma informację, ze wójt zna sprawę i się nią zajmuje (doprawdy???). Policja również się tym nie zajmuje.

Minęło 7 godzin, a lis dalej siedzi w budzie, dalej nie uzyskałam pomocy i nie wiadomo czy i kiedy ją uzyskam. Nie wiem co zrobić z chorym lisem, swoje własne zwierzęta muszę trzymać w zamknięciu z uwagi na ich dobro.

Nieważne, że wielokrotnie powtarzałam, że lis jest chory, że stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia. Nieważne.

Mieszkańcu gminy Kalinowo, radź sobie sam.

Joanna Kulikowska

AKTUALIZACJA 20.12:

Lis padł i został zabrany rano przez weterynarza powiatowego. Zainterweniowali też radni powiatu ełckiego, m.in. Joanna Porucznik. W imieniu autorki dziękujemy za reakcje.

Obrazek w tresci

Komentarze (17) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Ełczanin #2647179 | 89.228.*.* 19 gru 2018 21:22

    Przypomniał mi się dowcip jak facet wzywał policję bo ktoś podejrzany wtargnął na jego prywatny teren. Policja powiedziała, że nie mogą przyjechać bo nie mają aktualnie żadnego radiowozu więc facet po kilku minutach zadzwonił ponownie, że już nie trzeba, bo właśnie zastrzelił intruza. Natychmiast przyjechały trzy radiowozy z antyterrorystami, a facet powiedział, że nic takiego nie miało miejsca. Policja oburzona stwierdziła, że przecież pan mówił, że zastrzelił intruza, a on na to : a wy mówiliście, że nie macie żadnego radiowozu !

    Ocena komentarza: warty uwagi (32) odpowiedz na ten komentarz

  2. X #2647159 | 89.228.*.* 19 gru 2018 20:42

    Ale jak wybory to Radni z Wójtem na czele z ulotką w zębach polecą pierwsi po podpis o poparcie w wyborach- OBŁUDNICY !!

    Ocena komentarza: warty uwagi (26) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. Awat #2647279 | 79.184.*.* 20 gru 2018 06:48

      Bo to Polska właśnie! i nie ma co się dziwić! Trzeba było od razu dzwonić do TVN-u DO UWAGI ,BO U NAS PÓKI TELEWIZOR NIE POKARZE TO URZĘDNICY MAJĄ W DUPIE!!!! A jak by Pani burmistrzowi powiedziała że telewizja jedzie, to natychmiast by wszystkie służby na podwórko wjechały.

      Ocena komentarza: warty uwagi (14) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      1. Edek z krainy kredek #2647176 | 89.228.*.* 19 gru 2018 21:14

        Przecież to normalka, urzędasy wolą odsyłać od jednego do drugiego żeby nie załatwić sprawy, bo a nuż popełnią błąd. Oni są tylko dla siebie ale nie dla ludzi.

        Ocena komentarza: warty uwagi (11) odpowiedz na ten komentarz

      2. EUczanin #2647358 | 81.190.*.* 20 gru 2018 09:35

        Zadam pytanie- gdzie mieliście oczy jak wybieraliście swego wójta - "gospodarza" gminy. To nie jest dobry gospodarz, to musi co jest zwykłym "gryzipiórkiem" by "przecierpieć" spokojnie kadencję i kasę brać. A mieszkańcy gminy? Niech sami się martwią.

        Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

        Pokaż wszystkie komentarze (17)
        2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5