Rowerowa Obwodnica Olsztyna (50): W Zatoce Księżycowej pływała czaszka w reklamówce

2023-04-13 08:40:00(ost. akt: 2023-09-29 07:42:58)
Tym razem wzięło mnie rowerowo na Zatokę Księżycową, gdzie przed laty turyści znaleźli reklamówkę z głową, a 15 lat później nurkowie resztę ciała. W sumie były to zwłoki "Bociana", jednego z gangsterów trzęsących Olsztynem w latach 90tych.
Początek wyznaczyłem sobie na przystanku tramwajowym na Witosa. Stad wyruszyłem do Bartaga.

1. Od polskiego do niemieckiego

Bartąg to wieś starsza od Olsztyna. — W szerokiej dolinie wśród krętej Łyny rozsiadła się pośród soczystych łąk i żyznych pól długa i piękna wieś Bartąg. Schludne, murowane domy i przytulne drewniane chaty stoją frontem po obu stronach wygodnej szosy, prowadzącej z Olsztyna poprzez Bartąg do uroczej Rusi. Czerwone chaty toną wśród sadów owocowych i ogrodów kwiatowych. Nad rzeką rozciągają się szerokie, urodzajne warzywniki. Za wioską, w kierunku Rusi, teren się zupełnie zmienia. Z płaszczyzny bartąskiej wyrastają dosyć wysokie i liczne pagórki, które nadają krajobrazowi nazwę Ruskiej Szwajcarii — pisała przed laty.

Dzisiaj w Bartągu jest więcej białych bloków niż domów z czerwonej cegły, ale Bartąg (przynajmniej w swej wiejskiej części) to nadal bardzo urokliwe miejsce.

We wsi stoi zabytkowy kościół z ołtarzem z 1695 roku. Przez dwa lata spoczywał przed nim zastrzelony przez Rosjan ksiądz Otto Langkau (1871-1945 ), który został włączony w poczet warmińskich męczenników. Męczennicy warmińscy to 28 księży warmińskich, jedna siostra zakonna oraz pięć osób świeckich, ofiar niemieckich, ale w zdecydowanej większości zamordowanych przez żołnierzy rosyjskich w styczniu i lutym 1945 roku. Ks. Otto Langkau był Niemceam, ale głosił kazania zarówno w języku polskim jak i niemieckim. Kiedy rano 22 stycznia 1945 r. żołnierze radzieccy wkroczyli do wsi, zajechali na podwórze plebanii. Podpalili stodołę. Gdy Rosjanie zastukali do drzwi, otworzył je ks. Langkau. Nie padło żadne słowo, żadne pytanie. Od razu padły strzały. Księdza pochowano najpierw w kościele, potem przeniesiono na cmentarz.

Przed kościołem, na specjalnej bramie, zachowały się tablice z nazwiskami parafian, którzy zginęli w czasie Wielkiej Wojny. Takie upamiętnienia stawiano w latach 20. XX wieku w Prusach powszechnie. Z jednej strony upamiętniały poległych, z drugiej przypominały, że zginęli oni za Niemcy. Czasami były to wolno stojące kamienne kolumny, czasami tablice wmurowane w kamień czy ścianę kościoła.

Po wojnie większość z nich zniszczono. Najwięcej ocalało ich na południowej, polskiej Warmii. Te z Bartąga także. W 2006 roku ktoś je ukradł. Nie była to jednak jakaś antyniemiecka akcja. Złodziej zdarł także metalowe litery z głazu-pomnika poświęconego św. Janowi Pawłowi II.

Dzięki staraniom miejscowego proboszcza dwa lata później odsłonięto nowe tablice. Żeby już nie kusić złodziei wykonano je nie z metalu, ale z marmuru. Obok tablic z nazwiskami poległych umieszczono też nową tablicę. Napisano na niej między innymi, że polegli byli „ofiarami pruskiego militaryzmu”. Poinformowano też, że tablicę ustanowiono „W 100 rocznicę wybuchu bratobójczego konfliktu”, a zrobili to „pamiętający o ich ofierze rodacy”.


Bartąg był jedną z najbardziej "polskich" wsi na Warmii. Jeszcze w 1861 roku na 447 mieszkańców, 385 mówiło po polsku. Niecałe 100 lat później Warmiacy z Bartąga trafili do więzienia, za to, że głośno modlili i śpiewali się po niemiecku. Po 1945 roku we wszystkich warmińskich parafiach kazania i śpiewy musiały odbywać się po polsku. Tak było też w Bartągu do 1950 roku, kiedy to proboszcz zgodził się na powrót do świątyni niemieckiego. Skończyło się to dla kliku mieszkańców wsi tragicznie.

Od października do grudnia 1951 roku komuniści aresztowali 8 parafian (w wieku 21-26 lat) oraz księdza. Proces zaczął się w listopadzie 1952 roku. Oskarżono ich o to, że chcieli oderwać Warmię od Polski i przyłączyć do...Niemiec.

— Szybko jednak zorientowali się, słuchając wywodów prokuratora, że proces ma charakter polityczny i że zarzuca się im, że chcieli oni-wykorzystując wszystkie możliwe metody-zdjąć z zawiasów Polski Ludowej część ich ukochanej ojczyzny, zapakować do walizek i wywieźć do Niemiec Zachodnich — pisał sarkastycznie o procesie Edward Cyfus w swojej książce "...a życie toczy się dalej"

Zapadły wysokie wyroki, od 11 do 13 lat więzienia. Ksiądz Alfons Szulc dostał dożywocie, które potem zamieniono mu na 15 lat więzienia. Wyszli po 1956 roku, najpóźniej ksiądz, który przesiedział w sumie 6 lat.

2. Szukali złotych zębów

Z Bartąga jadę do Gągławek. Wsią przez wiele lat władali przedstawiciele węgierskiego rodu Kalnassy. Jeden z nich, Michał Andrzej Kalnassy, (1715-1748), który był "Porucznikiem Jegomości Króla Polski" jest pochowany w kościele w Bartągu, inny (Joachim Otto Zygmunt Kalnassy), przez niemal 30 lat był osobistym sekretarzem bp. Ignacego Krasickiego. na przełomie XIX i WW wieku majątek Gagławki należał do rodu von Bercken. W latach 20. XX wieku nowy właściciel ekshumował trzy pokolenia von Bercków i zbudował im grobowiec nad jeziora. W 1945 roku zbezcześcili go Rosjanie szukający tam złotych zębów. W 2012 roku ktoś zniszczył krzyż wieńczący grobowiec, który od 2003 roku jest zamurowany. W środku nie ma już żadnych szczątków. Tutaj porzucam na moment asfalt i leśnym szutrem jadę w kierunku Morg i Zatoki Księżycowej.


3. Od czerwonego do białego


Wracam na asfalt i Niborskim Gościńcem (kiedyś był fragmentem drogi z Królewca do Warszawy) dojeżdżam do nieistniejącego już przysiółka Plusek Morgi/Małe Pluski. Niegdyś stało tam 9 domów. Jeden z nich zamieszkiwała rodzina polskich Warmiaków Popławskich. O cząstce Warmii rozrzuconej wokół jezior Pluszne i Łańskie traktują w dużym stopniu wspomnienia Augusta Klemensa Popławskiego (1912-1988) "Ludzie dnia wczorajszego".

— Urokliwy to zakątek. Obfity jałowym piaskiem, chłody wilgocią jezior, dorodny smukłością sosen...To skrawek przedziwny w tym swoim smutku przydrożnych kapliczek...Żeby nie słońce, co letnią pogodą rzuca ciepłe blaski, żeby nie ptaszki, co gwiżdżą na troski ludzi, nie pobekiwanie kozła w gąszczu, ujadanie lisa - byłby to kraik smutny i milczący. Nawet małe dzieci były mnie płaczliwe, zaś ludzie dorośli już wręcz małomówni. Smętną zaciekłość ich pracy przerywał jedynie głos sygnaturki w samo południe, lecz również i wtedy wracali z pracy cisi — napisał w niej August Klemens Popławski, który prowadził u siebie w domu polską bibliotekę. Był też inicjatorem powstania polskiej szkoły w Pluskach. W 2018 roku jego imieniem nazwano w skwer w tej wsi.

Teraz o Morgach przypomina już tylko krzyż i biała kapliczka. Dlaczego biała? Wcześniej w tym miejscu stała naturalna warmińska kapliczka z czerwonej cegły.

— Przepiękna była, murowana z czerwonej cegły i z dzwonkiem. Kiedyś na wsiach w południe biło się w dzwon i kobiety przychodziły na wspólną modlitwę. Miały ławeczki i płotek wokół...Jednego razu z Łańska traktor przysłali z linami, żeby ją zburzyć...i zburzyli — wspomina Bernardt Kramkowski w książce "Okolice Stawigudy. Śladami dawnej Warmii” autorstwa Wojciecha Kujawskiego i Grzegorza Szydłowskiego. Kapliczka stała na posesji Augusta i Marianny Popławskich

Jednak w Morgach, a było to w końcu lat 70. ubiegłego wieku już nikt wtedy nie mieszkał, ale zniszczenie kapliczki wywołało żywą reakcję mieszkańców Plusk. Sprawa zajęła się kuria biskupia.

— Sprawa nabrała takiego rozgłosu, że komendant Łańska został upomniany przez zwierzchników i otrzymał rozkaz odbudowania kapliczki...Z powodu braku czerwonej cegły zastosowano nietypowa dla tego typu obiektów cegłę białą — czytamy w "Okolicach Stawigudy".

Po opublikowaniu tekstu napisał do mnie jeden z czytelników, który powiedział, że rzecz miała się zgoła inaczej. To mieszkańcy Plusk w ciągu nocy "nielegalnie" postawili kapliczkę z białej cegły, bo innej nie mieli.


Z Morg do Zatoki Księżycowej jest jakieś ze 2 i pół kilometra.


4. To była głowa "Bociana"

O władzę nad Olsztynem lat 90tych XX wieku walczyły dwa gangi. Do rozstrzygania sporów używali początkowo pięści,a jeden z najgłośniejszych pojedynków odbył się w1993 roku przed klubem „Joker” na ulicy Kołobrzeskiej. Potem jednak używali już z reguły broni palnej choć nie gardzili bardziej widowiskowymi środkami, jakim było na przykład wysadzenie w powietrze jednego z gangsterów jadącego autem po olsztyńskich Jarotach
W 1999 roku turyści natknęli się na reklamówki między innymi z głową i podudziem. Wtedy uznano, że to zwłoki suwalskiego gangstera. Jednak w 2015 roku nurkowie wyłowili kolejne części zwłok. Udało się ustalić, że należą do jednej osoby, Zbigniewa K, "Bociana", który zaginął w 1995 roku a był podejrzewany o zabójstwo jednego z szefów konkurencyjnego gangu.

A Zatoka Księżycowa jest naprawdę urocza.

5. Kościół bez wsi



Orzechowo leży na południe od Olsztyna, na granicy historycznej Warmii. Dalej na południe są jeszcze Ząbie, a potem już mazurskie Kurki. Położone jest pięknie, między jeziorami Pluszne Wielkie i Łańskie. I to położenie, przyczyniło się do zagłady wsi.

A dokładniej ośrodek rządowy w Łańsku, w którym odpoczywali i polowali polscy i zagraniczni komunistyczni notable. W latach 70tych XX wieku ośrodek postanowiono powiększyć. Na drodze stało między innymi Orzechowo. Mieszkających tam Warmiaków “przekonano” do sprzedaży ojcowizny. Z reguły komuniści płacili za to zgodą na wyjazd do Niemiec.

— Pluski przeżyły odpust ku czci św. Michała Archanioła, bardzo uroczyście, choć już bez orkiestry jak to bywało dawniej. Wyjazdy do RFN podcięły również istnienie orkiestry dętej. W parafiach zamieszkałych dotąd w absolutnej większości przez Warmiaków robi się coraz smutniej. W tym roku wyjechała do RFN ostatnia rodzina z Orzechowa - rodzina Biehs. Ona czuwała nad kościołem i przechowywała klucze. Orzechowo wioska przestała istnieć...Wszystkie pola i łąki w Orzechowie zajął Łańsk — czytamy w wpisie w kronice parafialnej z roku 1977 (orzechowo.wiara.pl). Kościół jednak ocalał.

Niektórzy wyjeżdżali z chęcią, inni, bo ich do tego zmuszano. — Temu, kto się ociągał, jakiś nieznany sprawca podłożył ogień pod stodołę, były też inne represje. Co lepsze opuszczone domy przejęli prominenci z Warszawy. Inne z czasem zamieniły się w ruinę. Były też takie, które zupełnie rozebrano — wspominał w jednym z tekstów w Gazecie Olsztyńskiej mieszkaniec pobliskiej Stawigudy.

Ten eksodus nie dotyczył zresztą tylko parafii w Orzechowie. Edward Gierek w latach 70tych przehandlował większość tzw. autochtonów, w tym Warmiaków, którzy mieszkali wokół Olsztyna za niemieckie kredyty. Do tej pory pamiętam opustoszałe wsie w gminie Dywity. To tam znalazłem wtedy porzucony na podwórku zeszyt do rosyjskiego, w którym na ostatniej stronie zapisano tekst Ojcze Nasz w języku niemieckim.

W Orzechowie, tuż przed swoim aresztowaniem, wypoczywał Prymas Tysiąclecia. Prymas Stefan Wyszyński przebywał tam w sierpniu 1953 roku, miesiąc przed swoim aresztowaniem.

— Spotykani ludzie niemal wszyscy mówią po polsku, nie spotkaliśmy takiego, który nie rozumiał języka polskiego. Wszyscy dobrze odpowiadają pochwalonego czystym językiem. Najlepiej mówią chłopcy po wojsku; znać na nich, że otarli się o mowę literacką. Bez błędów zazwyczaj, mówią starsi, chociaż w fonetyce ulegają niemieckiej manii charczenia. Najgorzej mówią dziewczęta, które mają najmniej kontaktu z Polską — zapisał pod datą 14 sierpnia 1953 roku.

Bo i rzeczywiście Orzechowo stało językiem polskim. Jeszcze na początku XX wieku ponad 100 osób za swój język ojczysty uznawało polski, niemiecki ledwie 5. Choć trzeba pamiętać i o tym, że sam fakt znajomości czy nawet używania języka polskiego (gwary warmińskiej) o niczym nie przesądzał.

Prymas Wyszyński odnotował też, że większość nazwisk na wiszącym w kościele drewnianym żyrandolu upamiętniającym poległych w czasie I wojny światowej jest polskich. Są tam też upamiętnieni Joseph i Franz Biehs, zapewne jacyś pradziadkowie rodziny Warmiaków, których wspomniano w cytowanej powyżej parafialnej kronice.


Obok kościoła leży użytkowany do dzisiaj cmentarz. W 1959 na miejscowym cmentarzu był jeden przedwojenny grób z polskimi napisami. Potem zniknął. Dlaczego? — Najstarszy syn Michała Materny Józef, który wystawił ojcu krzyż z polskim napisem, już nie żył. Kilka lat po nim zmarł jego młodszy brat Franciszek, członek Związku Polaków w Niemczech...Natomiast najmłodszy brat, Jan, wyjechał do Niemiec, a przed opuszczeniem Warmii usunął drewniany krzyż z polskim napisem i zastąpił go murowanym, ale z napisem niemieckim — pisze Janusz Jasiński w swoim artykule zamieszczonym w książce "Gościniec Niborski".


6. Zombie nad Łyną

Stąd już mam jakieś 5 kilometrów do Ząbia, granicznej warmińskiej wsi, którą od mazurskich już Kurek oddziale Łyna. Jej nazwa nie ma nic wspólnego z zębami i pochodzi od Sambii, skąd pochodzili Prusowie, którzy założyli przed wiekami wieś "na zlecenie" kapituły warmińskiej. W jednym ze starych zapisów nazwano ją nawet Zombie.


Ząbie to mała wieś. Jak informuje tablica stojąca w centrum wsi na 10 mieszkających tam rodzin, 7 to warmińskie. To tez ostatnia tym miejscu warmińska wieś. Tym razem omijam mazurskie Kurki i jadę przez drewniany most (w kiepskim stanie) na Łynie w kierunku Dzierzgunki. Ale kto nie był zachęcam do odwiedzenia Kurek.

7. Z Kurek do Krakowa

Następna wieś, Kurki to już Mazury. Ich nazwa nie pochodzi od grzybów ale od imienia staropruskiej bogini urodzaju Curche/Kurko, opiekującego się żniwami. Kurki, podobnie jak pobliska Ruda Waplewska, wpisały się w historię Polski. W 1958 roku rzeczką Marózką płynał kajakiem przyszły Ojciec Święty Jan Paweł II. Kajakarze zamierzali dopłynąć Marózką, a potem Łyną aż do Lidzbarka Warmińskiego.
Po trzech dniach spływu ks. Wojtyła został przez kogoś z okolicznej wsi powiadomiony, że był telefon z Warszawy, aby natychmiast stawił się u prymasa Stefana Wyszyńskiego. W Kurkach ks. Wojtyła złapał „okazję“ do Olsztynka. I stamtąd pojechał pociągiem do Warszawy, gdzie dowiedział się, że został biskupa pomocniczego w Krakowie. Po wizycie w Warszawie, już biskup Wojtyła, wrócił na spływ. We wsi zachował się XVIII wieczny kościół. Niegdyś ewangelicki, teraz już katolicki. A przy nim resztki cmentarza.


I to by było na tyle oglądania. Teraz cas na pedałowanie. Najpierw brukiem a potem łańskim asfaltem.



I tak przez nieistniejąca już Dzierzgunkę i elektrownię wodną na Łynie docieram do Rusi.


8. Z Królewca na Warmię wracali rowerami

Wcześniej jednak mijam te urokliwą kapliczkę


Nie wiemy dokładanie dlaczego wieś nazwano Reussen czyli Ruś. Może od tego, że osiedlili się tam jacyś Rusini czyli współcześni Białorusini lub Ukraińcy? A może nazwa wzięła się od niemieckiego Fischreuse (więcierz, pułapka na ryby w kształcie cylindra). A może od litewskiego rusite (ciec), bo przecież ciecze tam Łyna. Jak było, tak było, ale wieś zachwycała swoim położeniem.

— Perła wsi warmińskich. Ruś, leży w okolicy na miejscowe warunki górzystej. Łyna wtacza się wolno pomiędzy spore wzniesienia, na których pouczepiane zabawnie kulą się drewniane, sitowiem kryte chaty. Nic dziwnego, że wszystko wydaje się tu pagórkowate i wysokie — pisał Władysław Ogrodziński w książce "Piękna nieznajoma" napisanej na początku lat 50tych, ale wydanej dopiero w 2003 roku.


Poza rolnikami mieszkali tam bartnicy, młynarze, rybacy, rolnicy i flisacy. Ci ostatni zajmowali się spławianiem drewna aż do Królewca. W bliższych nam czasach na tratwy zabierali rowery i wracali nimi potem z Królewca na Warmię.

W Rusi mówiło się długo po polsku. W 1861 roku na 407 mieszkańców 360 na co dzień mówiło po polsku. Później jednak szybko postępowała germanizacja. Ale bywało też odwrotnie. Najbardziej charakterystycznym przykładem polonizacji jest rodzina Antoniego Neumanna (1901-1974), znanego polskiego działacza z Rusi, którego pradziadek był Niemcem i przybył na południową Warmię z powiatu lidzbarskiego. I w Rusi nauczył się gwary warmińskiej. Dość powiedzieć, że w 1930 roku na 16. członków tamtejszego koła Związku Polaków w Niemczech 7. nosiło nazwisko Neumann.

8. A z Rusi to już rzut beretem do Bartąga. Kiedyś to tutaj miał powstać Olsztyn, ostatecznie przeniesiony na swoje obecne miejsce. Teraz Olsztyn przyszedł do Bartąga, a Bartąg do Olsztyna o czym zaświadcza między innymi ta stara warmińska kapliczka.


A na koniec długi podjazd pod górkę od pętli w Bartągu do przystanku tramwajowego na Witosa (2,5 kilometra Bartąska i Bukowskiego) .

Trasa: Przystanek tramwajowy na Witosa-Bartąg-Gągławki-Morgi-Zatoka Księżycowa-Orzechowo-Ząbie-Dzierzgunka-Elektrownia Wodna na Łynie-Ruś-przystanek tramwajowy.

W sumie około Około 55 kilometrów.







2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5