Trener Bobryk i jego wielki klub z małej Pisanicy

2023-10-29 12:00:00(ost. akt: 2023-10-30 12:31:18)

Autor zdjęcia: redakcja

Świetnie potrafi przekazać wiedzę najmłodszym, zarażając ich niesamowitą pasją. Pod jego okiem zdobywają wiele trofeów na niwie krajowej. Zapraszamy na rozmowę ze Zbigniewem Bobrykiem, trenerem tenisa stołowego i architektem LUKS ABC Żak Pisanica.
— W naszym Plebiscycie na Najpopularniejszego Trenera Powiatu Ełckiego 2022 zdobył pan II miejsce. Skąd pan się wziął i dlaczego akurat pasja do sportu?
— Jestem autochtonem i tutaj kończyłem szkołę podstawową. W tym czasie lekkoatletyka i piłka ręczna stały na wysokim poziomie. Potem była szkoła średnia w Sejnach. 2 lata spędziłem w wojsku i następnie rok pracowałem w PGR Mazurowo. Do Pisanicy wróciłem po 10 latach z nastawieniem, że chciałbym osiągnąć takie wyniki jak mój poprzednik. Gdy się uczyłem, miałem tam bardzo dobrego nauczyciela WF-u i wychowawcę w osobie p. Doliwy, zresztą późniejszego komendanta policji w Ełku.

— Co pana skłoniło do podjęcia pracy z dziećmi?
— Akurat trafiłem na czas, kiedy brakowało nauczycieli. Pojechałem do kuratorium w Suwałkach. Chciałem pracować, a oni potrzebowali nauczycieli. Przyjmowali nawet z maturą. Tak trafiłem do zawodu i powoli uzupełniałem wykształcenie. Pierwsze 2 lata pracowałem w gminie Filipów. Tam uczyłem polskiego, historii, WOS-u i gdy wróciłem do Pisanicy, to pierwsze 5 lat – z klasą, której byłem wychowawcą – też uczyłem polskiego i historii, której zresztą jestem magistrem. Studia trenerskie z tenisa stołowego i podyplomowe z wychowania fizycznego były dopiero potem.

— Po latach w małej Pisanicy wyrósł klub, który osiąga sukcesy w rywalizacji z większymi klubami miejskimi, często dotowanymi obficie przez samorządy.
— Szkoła troszeczkę podupadła, nauczyciele zmieniali się często i sukcesów nie było. Na korytarzu wisiały dwa proporczyki i jeden puchar. Tyle zastałem. Obecnie praktycznie wszystkie ściany są założone gablotami z pucharami. To było moje marzenie, poza tym zawsze lubiłem sport – biegałem, grałem w piłkę ręczną, człowiek był wszechstronny i to chciałem przekazywać dzieciom.


— Jak budował pan swój pingpongowy Kraków?
— Na początku nie było na to możliwości, bo salka była za mała i wchodził tam tylko jeden stół. Zajmowałem się lekkoatletyką, w której odnosiliśmy sukcesy przez naście lat i mieliśmy późniejszych reprezentantów kraju. Bawiliśmy się tym. W pewnym momencie zostałem sekretarzem SZS w gminie Kalinowo i organizowałem współzawodnictwo 8 szkół. Jedną z dyscyplin był tenis stołowy. Pojechaliśmy do małej miejscowości Kile i przegraliśmy z nią mecz. Jestem ambitny i ta porażka zadziałała w ten sposób, że nagle zaczęliśmy grać zdecydowanie więcej w tenisa stołowego. Zaczęliśmy z uczniami odwiedzać dom kultury. Była tam terakota i nogi się rozjeżdżały, ale przynajmniej były też dwa stoły. Jednym z pierwszych, którzy grali, był ks. Krzysztof Zubrzycki, naczelny „Martyrii”. Pamiętam, że był świetnym tenisistą. Zaczęliśmy jeździć na zawody wojewódzkie. Początki były dosyć oporne, nie mieliśmy wówczas jeszcze klubu, ale już graliśmy jako szkoła i w ówczesnym woj. suwalskim byliśmy na 3. miejscu.

— Czy trener Bobryk lubi poczuć dreszczyk bezpośredniej rywalizacji?
— Zawsze bawiłem się tylko i wyłącznie w trenerkę. Robiłem za ścianę – narzucałem piłki, odbijałem, itd. Granie na punkty mnie męczyło. Wolałem pomagać innym w rozwoju i to dawało mi znacznie więcej satysfakcji. Wyszedłem ze sportów zespołowych, gdzie współpraca i pomoc innym była tak samo cenna jak np. strzelanie bramek. I to mi zostało.

— Kiedy dokładnie powstał LUKS ABC Żak Pisanica?
— W kwietniu przyszłego roku będziemy świętować 20-lecie. Podłożem powstania klubu były potrzeby ekonomiczne. Dla szkoły w Pisanicy od początku takim zakładem patronackim była Stacja Hodowli Roślin. Po zmianie systemu każdy zaczął liczyć grosz. Jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać UKS-y, które miały możliwość sięgać po dofinansowanie, dotacje i granty. Poszliśmy tą drogą. Zostałem sekretarzem i skupiłem się na planowaniu i pozyskiwaniu środków. Takie były nasze początki. W tej chwili korzystamy tylko ze środków gminnych i dokładamy z własnej kieszeni. Trenujemy w naszej szkole, która w 2007 r. otrzymała nową salę gimnastyczną. Możemy postawić tam 6-7 stołów, organizujemy turnieje. W tej chwili regularnie trenuje 15 osób, a były czasy, gdy było ich znacznie więcej. Teraz racji na mój wiek – w styczniu będę miał 63 lata – i emeryturę nauczycielską, byłoby mi troszeczkę trudno opanować dużą grupę ludzi. Wszystko od początku prowadzę osobiście i nikt mi nie pomagał. Jestem sam i wszystkich mam na jednej sali. Jak więcej czasu poświęcę starszym, zaniedbani są ci mali, a jak im się nie poświęci czasu, to rezygnują. Nigdy nie miałem takiego komfortu jak w Działdowie lub Ostródzie, gdzie jest 5-6 trenerów, czy w Lidzbarku, gdzie jest trener i 2 instruktorów na 4-5 dzieci.

— W jakim wieku są pana podopieczni?
— Najmłodsza dziewczynka ma 6 lat i gra już prawie 2 lata. Najstarsi to 13-latki, przy czym tych starszych jest raptem 4. Dwójka z rocznika 2010, jedna dziewczynka z rocznika 2011’i chłopak 2012. I to są moi weterani, którzy trenują w klubie od 4 do 6 lat. W tym roku doszła kolejna dziewczynka, a niedawno dzwonił tata z Ełku, że chciałby przywieźć synka. Trafiają mi się talenty. Mam dziewczynkę, która była u nas na 3 treningach, pojechała na zawody, a tam ograła 2 rywalki i wróciła z medalem. To bardzo zachęcające dla dzieci.

— Jakie są największe sukcesy waszego klubu?
— Wychowaliśmy Tomka Kotowskiego – reprezentanta kraju, który grał na ME i MŚ, zdobywa medale. Nigdy się od nas nie odciął, chętnie odwiedza, trenuje z dzieciakami. Jako klub mamy na koncie medale z turniejów, w tym MP. Zdobywaliśmy wicemistrzostwo i byliśmy w pierwszej szóstce na prestiżowym turnieju im. Grubby. W rywalizacji szkolnej 4. miejsce zajmowały nasze dziewczynki. W ostatnim sezonie na MP zajęły 8. miejsce w gronie 30 najlepszych drużyn z całego kraju. Mamy naprawdę uzdolnione dzieci z potencjałem i jestem z nich dumny.

— Jak wyławia pan potencjalne talenty i co predysponuje do bycia dobrym tenisistą stołowym?
— Gdy pracowałem w szkole, miałem nieco ułatwione zadanie, bo np. gdy widziałem, w trakcie zajęć czy zabaw na przerwie, że jakieś dziecko jest zwinne i szybkie, zapraszałem je na treningi. W tej chwili jestem emerytem i mam już nieco utrudnione zadanie (śmiech). Teraz jest tak, że starsze rodzeństwo zachęca młodsze lub zaglądają do nas uczniowie z klas naszych podopiecznych. Te dzieci, które w tej chwili trenują, to są dzieci moich byłych uczniów, i to niekoniecznie w tenisie. Jeżeli chodzi o predyspozycje, to te są skomplikowane i złożone, bo czasami ktoś jest bardzo sprawny fizycznie, ale mało odporny psychicznie, a to bardzo stresujący, żmudny w trenowaniu sport. Jednocześnie tenis stołowy jest bardzo dynamiczny i tutaj odgrywają potężną rolę cechy motoryczne. Podstawowy „sprawdzian” dla chętnych to narzucona od stołu piłka i jeżeli dziecko ma tę „iskrę bożą”, to w tę piłkę trafia. Najzdolniejsi robią to za pierwszym razem i od razu na drugą stronę siatki. Zaczynamy od zabaw, a potem rozwijamy umiejętności.

— Jakie ma pan plany na przyszłość?
— Z racji wieku i emerytury nie jestem nastawiony na to, aby moja grupa była większa. Oczywiście jeżeli ktoś chciałby przyjść, to zapraszamy, ale na pewno nie będę organizował naborów na kilkanaście osób. Po prostu przyjmujemy chętnych i bawimy się dalej. O ile sprzęt i akcesoria mamy, to zawsze nam brakuje na wyjazdy. W ubiegłym roku zaliczyliśmy ok. 15 turniejów ogólnopolskich, a koszt jednego to od 1,2 tys. do nawet 2 tys. Już w tej chwili nie mamy pieniędzy w kasie klubowej, a czekają nas starty w listopadzie, styczniu i lutym. Musimy przetrwać do marca, bo wówczas otrzymamy następny grant. Przyda nam się każda pomoc, o ile znajdą się mecenasi i sponsorzy, którzy chcieliby nas wspomóc. Dokumentuję naszą historię. Z okazji 15-lecia przygotowałem 200 stron zapisków i wspomnień, w tym z wszystkimi wynikami. Być może dodam kolejne lata i jakoś to wydamy. Jesteśmy w naszym województwie ostatnim klubem wiejskim, który prowadzi taką działalność szkoleniową wśród dzieci i młodzieży. Warto to upamiętnić.

— Dziękuję za rozmowę.

Maciej Chrościelewski


Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Mazur1995 #3111906 29 paź 2023 18:45

    Czapki z głów! Brawo, Panie Trenerze. I powodzenia!

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5