Lokomotywa stała jakby skosem w górę. Zginęło 18 osób

2024-01-05 09:40:00(ost. akt: 2024-01-05 23:18:04)

Autor zdjęcia: Igor Hrywna

Pociąg towarowy nie zatrzymał się przed semaforem. Jedzie wprost na osobowy z Białegostoku. Dyżurny stacji daje sygnały "STÓJ!" latarką. Zawiadowca daje przeraźliwy sygnał "STÓJ!" trąbką kolejarską. Na próżno. Z parowozu wyskakują dwaj mężczyźni, pomocnik maszynisty i kierownik pociągu. Zostaje maszynista, który próbuje bezskutecznie hamować. Oni przeżyją, on zginie.

Wysiadam na stacji w Sątopach-Samulewie. Przede mną trasa wokół Bisztynka. W sumie jakieś 40 kilometrów. To tam w styczniu 1954 roku doszło do tej katastrofy, 350 metrów od nastawni Sątopy-Północ w kierunku Łankiejm. Przyczyną wypadku była ludzka niedbałość, czego efektem były niesprawne hamulce w pociągu towarowym.

Oględziny miejsca katastrofy wykonuje milicjant z Olsztyna. W niezwykle krótkim protokole oględzin pisze: "wagon bagażowy i osobowy 3 klasy całkowicie zmiażdżone i wparte jeden w drugi". Opisuje parowóz towarowy leżący poza torowiskiem. Rysuje też odręczny szkic. Protokół kończy zapisem: "obok wagonów leżą skrzynie z masłem...oraz zabawki dziecinne "misie"".

Na miejsce początkowo przyjeżdża tylko jedna karetka pogotowia. Po drodze zakopuje się jeszcze w zaspach. Dopiero po upływie kilku godzin pojawia się ich więcej. Mieszkańcy Sątop-Samulewa oraz PGR Wojkowo organizują transport rannych saniami do szpitala w Reszlu.

— Jakieś 300-400 metrów przed Sątopami usłyszeliśmy huk, ogromny hałas i polecieliśmy wszyscy do przodu tym korytarzem. Mnie i Zygfrydowi nic się nie stało — wspominał tamto wydarzenie Klaus Holz ze Sterławek. — Widok był okropny. Bardzo dużo ciał zabitych, niektórzy byli zmasakrowani. Lokomotywa stała jakby skosem w górę, tak jakby jej przód uniósł się w powietrze i opierała się o dach zgniecionego wagonu. W katastrofie zginęło w sumie 18 osób.

Francuski patron piekarzy

We wsi stoi kościół z połowy XIV wieku. W środku między innymi rokokowa ambona z 1701 roku i ołtarz główny z 1765 roku. Poprzedni ołtarz z 1515 roku znajduje się obecnie w Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie.
Na zewnątrz kościoła zachowała się tablica ku czci parafian poległych w I wojnie światowej. Płaskorzeźba przedstawia Chrystusa na krzyżu i dwóch klęczących obok żołnierzy. Po jej obu stronach znajdują się dwie tablice zawierające nazwiska poległych w czasie I wojny mieszkańców parafii Sątopy.
Za świątynią jest grób proboszcza Franciszka Ludwiga, zastrzelonego przez sowieckiego żołnierza 29.01.1945 r. Wobec proboszcza toczy się aktualnie proces beatyfikacyjny, wspólny z kilkunastoma innymi kapłanami i osobami konsekrowanymi z Warmii.

A kim był patron świątyni? Pochodzącym z Bretanii mnichem, który jest między innymi patronem m.in. pielgrzymów, piekarzy i żeglarzy.


Zginęli przez bicie dzwonów

Dość nietypowo, bo w Sątopach świątynia leży jakby pośrodku cmentarza. Zachowało się na nim trochę starych grobów. Szczególną uwagę przyciąga stojący na tyłach kościoła wysoki, biały krzyż. To mogiła 14 mieszkańców wsi, który Rosjanie rozstrzelali po wkroczeniu do Sątop pod koniec sierpnia 1914 roku. Tego samego dnia, ale wcześniej, zmarł jeden z mieszkańców, dlatego uderzono w dzwony. Chwilę później Sątopy ostrzelała niemiecka artyleria. — Za karę Rosjanie rozstrzelali proboszcza i 14 dalszych schwytanych we wsi osób. Poza tym przebywając we wsi zastrzelili siedmiu innych cywilów — pisze Bruno Riediger w artykule "Rosjanie na Warmii w 1914 roku: przyczynek do cierpień ludności
cywilnej" zamieszczonym w 1996 roku w Komunikatach Warmińsko-mazurskich.

Prawosławni po protestantach

Sątopy leżą na Warmii, ale przed wojną mieszkało tam wielu ewangelików. Na początku XX wieku zbudowali sobie niewielki kościółek. Po wojnie stał pusty, aż zainteresowali się nim Ukraińcy przesiedleni tam w ramach Akcji 'Wisła". A dokładniej grekokatolicy, którzy bezskutecznie starali się o umożliwienie odprawiania własnych nabożeństw, w którymś z kościołów katolickich Reszla lub okolic. Kościół rzymskokatolicki nie godził się na to.

Mieszkający w Reszlu Ołeksa Biłyj przez 7 długich lat starał się o umożliwienie odprawiania mszy greckokatolickich w Reszlu lub w okolicy w którymś z kościołów rzymskokatolickich. W końcu zwrócił się z prośbą do władz Cerkwi prawosławnej o utworzenie parafii prawosławnej. Powstała ona w 1963 roku w Sątopach Samulewie. W jej skład weszli też prawosławni przesiedleńcy z Podlasia. Modlili się we wspomnianej kaplicy.


A swoją drogą, Ołeksa Biłyj przechodząc na prawosławie paradoksalnie osiągnął swój cel. Po powstaniu parafii prawosławnej, w Sątopach od razu znalazło się miejsce na odprawianie mszy greckokatolickich w Reszlu.

W 1966 roku, z uwagi na zmniejszającą się liczbę wiernych, siedzibę prawosławnej parafii przeniesiono do Korsz. Opuszczona świątynia plądrowana i okradana z wyposażenia niszczała. W końcu została rozebrana a cegłą posłużyła do budowy jednej z białostockich cerkwi. Obecnie nie ma po niej prawie śladu a o prawosławnym epizodzie w dziejach Sątop przypomina tylko niewielka kwatera na byłym cmentarzu ewangelickim. Zachowało się tam kilka grobów z lat 1954-1958. Prawosławnych, bo napisy na nich są w języku starocerkiewnosłowiańskim lub po polsku. Jak można się domyśleć potem prawosławni wrócili w swoje rodzinne strony, bo na Podlasiu na powroty "przesiedleńców z "Akcji W" władza patrzyła przez palce.

Przede mną droga do Bisztynka, po drodze najpierw Grzęda, Paluzy i na koniec Warmiany. Trochę asfaltu, potem szuter. A po drodze rzadkość, zachowany krzyż z niemieckim napisem "Panie, zmiłuj się nad nami"


Najpierw odebrali zegarki, potem zaczęli strzelać

Grzęda
W Grzędzie stoi stary kościół przy którym zachował się pomnik parafian poległych w czasie I wojny oraz kilkanaście niemieckich nagrobków.



Paluzy
Wieś leży jeszcze na Warmii, ale tuż za wsią zaczyna się historyczna Natangia. Ostatnim niemieckim proboszczem był tam był Sługa Boży Johannes Marquardt, który 29 stycznia wraz z siostrami katarzynkami i grupką wiernych schronił się na plebanii.

— Odebrano nam zegarki...Po krótkiej naradzie Rosjan wszystkie osoby musiały się stawić na podwórku plebanii. Podczas gdy na zewnątrz zostali rozstrzelani najbiedniejsi, dwóch innych Rosjan, którzy przeszukiwali plebanię, zażądało od nas sióstr klucza od szafy, w której przechowywano sprzęty kościelne. Ponieważ my siostry nie wiedziałyśmy niczego o kluczu, wezwałyśmy szybko księdza, który stał już na dworze gotowy umrzeć. Gdy ksiądz otworzył szafę, zażądali jeszcze innych wartościowych rzeczy, które im spokojnie przekazał. Zaraz potem wszedł inny Rosjanin, ustawił nas troje w sali, księdza w środku. Padł strzał... — wspominała w 1948 roku jedna z sióstr.

Ciało księdza odnaleziono dopiero w pierwszych dniach maja 1945 r., w płytkim stawie na łące nieopodal Paluz. Ułożono je na płozie i zaprzęgiem konnym zawieziono do Paluz. Razem z nim szedł grabarz Wölki, jeden mężczyzna i cztery kobiety.

Zajechałem jeszcze na miejscowy cmentarz. Na jego końcu urządzono małe lapidarium z żeliwnych krzyży z przełomu XIX i XX wieku.


Warmiany

To malutka, pełna uroku, ale i rozkładu wioseczka. Choć może tylko tak mi się zdawało, bo kiedy przez nią przejeżdżałem siąpiło. W internecie zauroczyła mnie stojąca na końcu wsi kapliczka. Niestety na żywo nie była już tak mistyczna, a tylko potwierdziła ten rozkład.


Egipt w Wozławkach

Wieś szczyci się XIV-wiecznym kościołem, który nigdy nie był przebudowywany. To prawdziwa rzadkość. Otoczony jest murem z kilkoma bramami wejściowymi z kutego żelaza. W środku ołtarz z 1726 roku i późnogotycka rzeźbioną grupę św. Anny Samotrzeć z początku XVI wieku.

W tym samym czasie latach do kościoła dobudowano kaplicę św. Brunona, której fundatorem był kanonik warmiński Gotfryd von Eulenburg. To bardzo znany pruski ród siedzący w Prusach od połowy XVI wieku. Wspomniana kaplica jest świadectwem tragedii jaka dotknęła Gotfryda, któremu zmarła żona i synek. Wtedy ten przeszedł na katolicyzm i porzucił świeckie życie.

Obok cmentarz z zachowanymi grobami dawnych mieszkańców.


Mieliliśmy już kościół św. Judoka. Ten w Wozławkach też ma tajemniczego patrona, bo Świętego Antoniego Opata. Był to egipski mnich, który przed 1700 laty wypracował nowy model męczeństwa polegający na dożywotniej kontemplacji na pustyni w całkowitym wyrzeczeniu się siebie i surowej ascezie.

Biskupio-diabelski kamień

Niemiecka nazwa Bisztynka to Bischofstein czyli biskupi kamień. Próżno jednak szukać takiego kamienia w Bisztynku. Jest tam za to diabelski kamień, który nad Bisztynkiem miał kiedyś opuścić szatan. To największy głaz narzutowy w warmińsko-mazurskim. Jego wymiary wynoszą: obwód 28 m, wysokość 3,16 m, długość 9 m, szerokość 5,8 m.


Historia miasteczka sięga XIV wieku. Spotykały je te same klęski co inne wschodniopruskie miejscowości: morowe powietrze, ogień i wojny. Wspomniałem o masakrze w 1914 roku w Sątopach. Jeszcze większej zbrodni dopuścili się w 1914 roku Rosajnie w Bisztynku. — Obciążyli cywilów odpowiedzialnością za ostrzał prowadzony przez niemieckich żołnierzy...zza osłony domów mieszkalnych. Zemścili się za to rozstrzeliwując 29 osób cywilnych — pisze wspomniany Bruno Riediger

W 1945 roku Rosjanie spalili w Bisztynku 40% domów i 80% budynków użyteczności publicznej. A ze sobą, poza drobnicą, zabrali też tory, którymi od 1905 roku Bisztynek był połączony z Kętrzynem i Lidzbarkiem.

Stąd wiadomo, że to nie tam chciał wysadzić w powietrze pociąg sturmbannfuhrer Gerhard Ebeling, opisany w jednej z kontynuacji "Pana Samochodzika" nosząca tytuł "Ślad wilkołaka".

Pan Samochodzik podąża w niej tropem wspomnianego sturmbannfuhrera Gerharda Ebelinga, który po wojnie gdzieś na Mazurach organizował Werwolf, a który potem ukrył się w Portugalii, wcześniej chowając skarb w swoim rodzinnym Bisztynku.

Zaraz za Fromborkiem

W Bisztynku znajduje się jeden z największych kościołów w warmińsko-mazurskim. W miasteczku mieszka prawie 2,2 tys. ludzi, a kościół ma aż 1200 siedzących miejsc. Przed świątynią stoją na cokołach apostołowie i czekają na wiernych. Zgodnie z legendą zejdą z nich i wejdą do świątyni wówczas, gdy w kościele znajdą się wszyscy bez wyjątku parafianie. Wychodzi więc na to, że choć miejsce jest, to parafianie na razie nigdy nie znaleźli się w nim w komplecie.

Ale dlaczego Sanktuarium Krwi Pana Jezusa jest tak duże? Wyjaśnia to wezwanie świątyni. Otóż "Kapłan odprawiający Mszę świętą w obecności biskupa wątpił, że po przeistoczeniu w hostii znajduje się prawdziwie obecny Chrystus. Nagle ujrzał spadające krople Krwi na korporał. Korporał ten, na który padały krople Krwi Chrystusa został przesłany do Rzymu, skąd już nie powrócił". Korporał to obrus liturgiczny.


Z powodu tego cudu kościół w Bisztynku stał się miejscem licznych pielgrzymek, tak, że w końcu zdecydowano o rozbudowie świątyni do obecnych rozmiarów. A budzą one respekt, bo świątynia ma 54 metry długości i 28 metrów szerokości a do przykrycia dachu użyto 36 tysięcy dachówek.

To druga po Fromborku pod względem wielkości świątynia na Warmii. Nie można jednak powiedzieć tego o jej wysokości, bo ma ledwie 13 metrów wysokości.

Największą osobliwością kościoła są stojący przed nim wspomniani apostołowie. W środku XVIII wieczny ołtarz i gotycka rzeźba Madonny z Dzieciątkiem z II poł. XIV w. Ozdobą obejścia kościelnego są rzeźby apostołów ustawione na otaczającym kościół murze.

Kaiser, Dzierżyński, Sienkiewicz


Wędrując z rynku do Diabelskiego Kamienia miniemy po drodze głowę Henryka Sienkiewicza na cokole. Wcześniej przez 30 lat stał na nim rycerz zabijający smoka. Ustawiono go tam w 1939 roku wraz z tablicami 169 mieszkańców parafii Bischofstein, którzy oddali życie za ojczyznę i kaisera. Tablice zniknęły od razu po wojnie, rycerz 10 lat później. Minęło kolejnych 10 lat i na cokole umieszczono popiersie twórcy "Potopu". Ten Sienkiewicz też nie dotrwał do naszych czasów, bo go niechcący strącił pewien młodzian chcący się popisać przed kolegami. Na początku lat 90tych na cokole umieszczono głowę Sienkiewicza. Podobno jej autor przerobił na tę okoliczność łeb Feliksa Dzierżyńskiego, na który skończył się już popyt.

Pokręciłem się jeszcze trochę po miasteczku i czas było ruszać z powrotem do Sątop na pociąg do Olsztyna.


Igor Hrywna

Trasa: Sątopy-Grzęda-Paluzy-Wormiany-Wozławki-Bisztynek-Sątopy. W sumie około 40 kilometrów, głównie asfalt. Między Grzędą a Wozławkami szuter. Przejechana: listopad 2023.















2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5